niedziela, 5 października 2014

Idzie, idzie nowe. O, już przyszło.

Na FB powstała grupa wsparcia, która miała rozpocząć pracę nad nowymi obrazami HAED od 1 października (moment startu jest mocno rozciągnięty, można zacząć nawet ostatniego listopada). Nie trzeba mi było dwa razy mówić - dobry powód, żeby w końcu zacząć biblioteczkę.

Ale tak miałam zacząć i nie zacząć, tak mi się nie chciało, zegary podgoniłam i w ogóle. Aż tu nagle przyszła inspiracja. Żona kolegi z pracy poprosiła o wzór do zegarów, tak sobie korespondowałyśmy mailowo przez chwilę i zasiała w mojej głowie jedną myśl. Jak sama napisała, nie lubi krzyżyków, tylko robi hafty ściegiem gobelinowym. Hmmm, a może by tak spróbować? Przy małych pracach chyba nie ma sensu, zysk czasowy będzie niewielki. A tu nowa praca, można spróbować czegoś nowego w sensie techniki, jak nie wyjdzie powiedzmy na 100 krzyżykach (półkrzyżykach, ale nie czepiajmy się ;) ), to się najwyżej spruje i zacznie od nowa.

Zaczęłam więc 1 października. I mnie olśniło! Od tej pory kolosy tylko tak.

Wyszywa się inaczej. Szybciej, ale nie dwa razy szybciej. Przy krzyżykach i nawet przy 18ct potrafię czasem zrobić dwa wkłucia na jeden ruch ręki, no przy półkrzyżykach robionych taką ilością nici jest to niemal niemożliwie. Niemal, bo jednak jest takie ułożenie krzyżyków, że się udaje, ale rzadko. Tempo więc wzrosło, ale nie dwa razy.

Ilość nitek - skoro na 18ct krzyżyki pełne robię dwoma nitkami, to tutaj czterema. Powiem Wam, że chwilę mi zajęło zajarzenie tego, że przy czterech można równie cudnie rozdzielać nitki, zaczynać pętelką, itp. No normalnie geniusz robótek, ale ważne, że w końcu to do mnie dotarło.

Dalsze wrażenia. W związku z ilością nici wyszywa się nieco ciężej - normalnie jak fizyczna praca. Przewlec 4 nitki przez dziurkę na 18ct to nie takie nic.

Wielka ilość kolorów. To już mniej związane z samą techniką, co po prostu wzorem. 89 kolorów, część się powtarza z zegarami, generalnie - dużo dobra. W poprzednim poście pokazałam zdjęcie organizera na mulinę do takiej pracy. Inaczej nie umiałam. Robiłam bałagan straszny, usprzątanie kilkunastu - kilkudziesięciu bobinek po każdej sesji, po dwóch już miałam dosyć (to, plus moje wywalenia pudełek i układanie wszystkiego od nowa). No i nawlekanie - też normalnie odkrycie roku! Przy zegarach wpadłam na to chyba w połowie pierwszej strony, może na drugiej? Że trzeba mieć tyle igieł, ile nici, to się to wiecze odkręcanie, nawlekanie, zakręcanie nieco zmniejszy. To się zmniejszyło. Tylko, że nie mam wolnych 80 igieł. Raptem 20. Ale to już coś. Dopiero co zaczęłam pracę, a już się zdarzały powtórzone kolory, więc JUŻ jest zysk. A będzie jeszcze większy, jak wszystkie kolory zacznę i będę miała igły. 80 igieł zamówionych, będą niestety dopiero w przyszłym tygodniu.

Jeszcze kilka słów o organizacji haftowania, zaraz będzie o jej kolejności.

Jak można było zauważyć w poprzednim poście, haftuję z pomocą komputera. Nie zamierzam nie korzystać z techniki, jeśli jest po prostu pomocna ;) Nie zamierzam nikogo przekonywać do tego, jako do jedynej słusznej metody, nawracać czy udowadniać wyższość świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy. Mnie jest prościej, więc ja korzystam. A że jeszcze ktoś się zainspirował - tym lepiej.

I bardzo ważna rzecz - ustawienie tych wszystkich ustrojstw do haftowania. Mamy więc wygodny fotel, obok podnóżek, na którym jest laptop (duża krowa 17 cali, więc zajmuje dużo miejsca, ale nie męczy wzoru, kiedy trzeba obserwować, co za chwilę wyszyć), przede mną krosno (dopasowane wysokością do fotela właśnie, wszak mam problemy z kręgosłupem - za darmo na tym l4 nie siedzę), po prawej stronie na krześle jest pojemnik z mulinami i pudło z igłami (taki miniigielniczek, już widzę, że się nie sprawdza i będę musiała wymyślić jakiś inny). Zajmuje to bardzo dużo miejsca, naprawdę. KIedy kończę sesje, pudełka lądują jedne na drugich, krosno wynoszę do innego pokoju (jest duże, ale w miarę lekkie, więc jest też przenośne), komputer wraca na stół, albo na jakąś stertę papierniczo-elektroniczną.

I kilka słów o kolejności wyszywania.

Zaczęłam parkować. I jak szybko zaczęłam, tak szybko skończyłam. Nie łapię, nie czaję, nie widzę sensu, bo po prostu co chwilę przyszywałam zaparkowane nitki, a odganianie się od nich przy moim trochę chaotycznym sposobie haftowania za dużo nerwów mnie kosztuje. Oczywiście haftuję stronami, ale tylko tak trochę ;) tak z przymrużeniem oka. Zaczęłam od lewego górnego rogu i posuwam się kwadratami w dwóch kolumnach w dół. W aktualnej sesji mam nadzieję skończyć kwadrat 9, więc będą zakończone 4 rzędy po 2 kwadraty 10x10 i jeszcze jeden kwadracik poniżej. Tak, powiedzenie, że będą zakończone, jest bardzo dobrym określeniem. I ujawnia też, dlaczego parkowanie jednak do mnie nie trafiło. Pomijając burdel w nitkach, nie widzę sensu przerywania pracy z danym kolorem tylko dlatego, że skończyłam dany kwadracik ;) Robię więc z niego kolory po kolei, ale ani nie kończę nitki, kiedy skończę kwadrat, ani jej nie parkuję. Wyszywam to, co się mieści w jej zasięgu. Głównym kierunkiem jest dół, ale jeśli jest tak, że kolor idzie głównie w poziomie, to nie ma mocnych - idę w prawo. Dzięki temu mam niecałe 9 kwadracików skończonych, ale zaczętych prawie setkę. Fotka z postępami będzie w dniu publikacji w grupie na FB, żeby nie było, że rzucam zdjęciami na lewo i prawo ;)

I tak sobie kończąć niteczki zawędrowałam na stronę nr 2 - po prawej stronie, i na stronę nr 13 - na dole. Może to uratuje obraz od pocięcia na kwadraciki / strony, skoro kolory mniej więcej płynnie przechodzą. Oby!

Ratuje mnie to też w sytuacji niedoboru igieł - kiedy kończę nitkę, nie muszę nawleczonej nigdzie odkładać, bo nie ma nitki po prostu :)

A teraz biegnę do dzieci - wyhasane chyba są zmęczone, może pójdą sensownie spać i da się dzisiaj coś podziubać.

7 komentarzy:

  1. Prowadzę kolor dokładnie tak jak Ty. Zaczynam "swój" kwadracik, ale jeśli kolor się ciągnie, to go robię dalej. Parkuję nitkę tylko wtedy, gdy kolor poleciał tak daleko w bok, że musiałabym odpinać swoje kartki ze wzorem, żeby wyszywać dalej. W takim wypadku zostawiam nitkę pod kartką i nie plącze mi się nic. Półkrzyżyków nie lubię, a poczwórna nić jest dla mnie zbyt gruba, wiem, bo mam takie miejsca w Dimensions. Bardzo jestem ciekawa Twoich postępów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak masz tak daleko następne miejsce danego koloru, to kończysz i zaczynasz nic, czy przeciągasz dołem takie kilometry? ;) Bo mi się zdarza przeciągać dużo, z 20 krzyżyków nawet - jeśli jest kawałek, gdzie występuje np. 5 krzyżyków w odstępie co 20, to by mnie cholera wzięła na 5 razy zacząć - machnąć krzyżyk - zakończyć. Jak plamy, to jakoś to znoszę ;)

      Usuń
  2. Ciekawa jestem efektu :) Tez mam duzo igiel :) Nie cierpie parkowac, raczej lubie wykanczac jednym kolorem, dopoki mam nitke :) Jak mam kolejnego x za jakies 5 kratek, to przeciagne nitke, ale 20 raczej rzadziej.... Szlag trafia czasem z zaczynaniem i konczeniem. Jak na razie trzymam w rekach. Ale napisze o hafcie jak przyjdzie moj czas.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja swego kolosa wyszywam również gobelinowym ale kolorami i również jak ty nie kończę nitki tego samego koloru by przejść parę krzyżyków dalej - jednak nie jest to aż 20 krzyżyków - trochę szkoda mi muliny ;)

    No i 4 nitki - sporo ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No ja tyle przeciągam, jak naprawdę są pojedyncze i takie pojedyncze koniec-początek wkurzają mnie okrutnie. Tak to nie ;)
    Co do czterech - następny może zacznę trzema. Trochę się bałam, że trzy przy takich ciapaninach kolorów nie pokryją odpowienio materiału.

    OdpowiedzUsuń
  5. 4 nitki przez 18 ct?!!! To dopiero wyzwanie...aż jestem ciekawa efektu, bo nie umiem sobie tego wyobrazić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale półkrzyżykiem! Nie tak po całości :) Jutro publikacja będzie.

      Usuń