czwartek, 27 sierpnia 2015

Tęczowa róża - zakończona


Wczoraj postawiłam ostatnie krzyżyki na róży :) Cieszę się, jak nie wiem.

W planach było skończenie przedwczoraj, ale mnie życie pokonało i nie dało się. Za to wczoraj, pomimo popołudniowego kina (a może właśnie z racji popołudniowego, a nie wieczornego, czy też nocnego), udało się. Nawet zdążyłam wyprać i wyprasować, bo bardzo mnie interesowało, czy takie intensywne kolory nie będą farbować. Nie wiem, jak z gotowaniem - gotować to haftów nie gotuję, ale traktuję je bardzo gorącą wodą - jak coś ma farbować, to już by dawno farbowało. A tutaj woda tylko w kolorze mazaczka, którym były linie robione, więc spoko luz. Praca zaliczyła od razu smażenie pod żelazkiem (tak prasuję, mokrą pracę do sucha), też nic się nie usmażyła ;) Tyle w temacie - PND takie paskudne jest ;)

Zaliczyłam jedną wtopę, środek sam jest trochę 'kopnięty', bo o wtopce przekonałam się po trzecim kolorze w środku i musiałabym tyle pruć, ale tyle pruć, że mi się nie chciało. Dostosowałam wzór pod moją wtopę i jakoś to będzie.

Fotencje. Jeszcze na krośnie - niewymiętolone, bo krosno to fajna sprawa :)



No i już bez mazaka, po ablucjach i smażeniu:



Kolory oczywiście cudne - niektóre były trochę przykurzone, po wypraniu widać całość.

Dzisiaj jadę po ramkę, może za kilka dni będzie fota ze ściany.

I tak oto zostały mi tylko cztery prace do zrobienia, chlip chlip, no naprawdę, czas się ogarnąć ;) Jak zejdę do trzech - planuję do końca tygodnia uporać się z tą poduszeczką nieszczęsną - to chyba będę się szczypać, że jak to tak można i w ogóle. Ale na razie dzielnie się trzymam i nie kupuję nici do nowych prac, nie, nie kupuję, tak nie kupuję, że to aż męczy, ale nie kupuję. Może zejdę do dwóch - do zegarów i lasu i wtedy będę się pławić w chwale posiadania małej ilości rozgrzebanych prac i w końcu zajmę się tymi zegarami. Charakter ćwiczę ;)

wtorek, 25 sierpnia 2015

Mały spis i notka planistyczna

Wychodzi mi, że robię minipodsumowanie planów, ich zmiany i nowe nowości ;) co jakieś cztery miesiące. Miałam nawet przygotowaną większą notkę, ale się nadawała bardziej na koniec roku, niż na środek, więc dałam sobie siana i wyszło mi malenieczka lista, żeby było wiadomo, co w ogóle na tapecie dzieje się.
Otóż są UFOki dwa, więc raczej nie na tapecie, ale jako, że zamierzam z połową z nich dzielnie się rozprawić, to niech będą na początku:
  • obrusik - UFOk, czeka na zmiłowanie, zostało 6 muffinek, ale nie chce mi się,
  •  Einstein - UFOkiem stał się niechcąco, bo go rozgrzebałam w kwietniu, zrobiłam 1/3 i porzuciłam niecnie, niedobra ja. A wyszywało się chyba całkiem nieźle, pomijając wtopę z jednym głupim kolorem. No naprawdę, trzeba się zebrać.
Oraz są prace - poza różą - odłożone, ale nie dlatego, że porzucone, tylko dlatego, że nie robiłam prawie nic, trudno mnie więc podejrzewać o generalnie UFOków, kiedy nie generowałam nic absolutnie :) Generalnie w trakcie, ale takim trakcie, że coś się działo przez ostatnie dwa miesiące, a i nie ostatnie dwa dni, są takie prace:
  • róża - prawie na ukończeniu, plan optymistyczny, ale za to całkiem realny to ten tydzień, co by pasowało z wypadem do ikei, bo teraz jeszcze latoroście wyjechane, to można skoczyć do sklepu na spokojnie i ramkę kupić. No ew. przejdę się do OBI i tam znajdę jakąś mniej typową ;)
  • zegary - dawno nie dziubałam, potrzebuję trochę więcej czasu i ogarnięcia umysłowego, żeby je robić, ale mam zamiar skończyć, przecież cudne są,
  • geometria - do dokończenia jeden kwadracik i uszycie poduszeczki, zniechęciłam się całkiem do wzoru, dociągnę ten jeden kwadrat do końca i tyle, uznam za dokonany,
  • las - zaczęty, robi się fajnie, była notencja niedawno nawet.
A plan prac wygląda teraz tak, że kończę różę, kończę geometrię, kończę Einsteina - to z tych prac, w których mam najmniej (obrusu nie liczę, gdyż NIE CHCE MI SIĘ - nie wiem, czy wspominałam, mimo, że tam mam najmniej).

A potem zostaje jedna praca (las), jeden kolos (zegary) i można zaczynać coś nowego :>

I teraz do przemyślenia poddaję sobie kwestię - a cóż takiego zacznę? Możliwości są takie:
  • biblioteka. Ale w wersji mini. Wersja standard jest dla mnie za dużo, źle zaczęta, źle robiona i w ogóle wszystko na nie. Czekam na promocję w HAED i kupuję wersję mini i taka będzie wykonywana, tylko nie wiem, czy od razu z rozpędu. Na pewno parkowaniem, nie wiem, czy nie nadal półkrzyżykami - to jest jeszcze kwestia do przemyślenia :) Na kanwie 18ct - wytnę z materiału na bibliotekę normalną.


  • fraktale - znaleziono ostatnio na fb firmę, która robi je - w przeciwieństwie do HAEDu, w ludzkich rozmiarach. Na dodatek takie cudne, przecudne po prostu, no i niewielkie ;) Znaczy się niewielkie. Przy HAEDach, przy których pasuję po prostu, to niewielkie. Rozmiar róży (165x225) został przyjęty za miernik pracki niemalże małej, rozmiar 2x róża to rozmiar pracy akceptowalny, możliwe jest delikatne przekroczenie. I fraktale znalazłam w takich rozmiarach. Dużo było decydowania, oj dużo. Sklep na etsy, przeglądany na początku, miał 100 wzorów fraktali. Po wakacjach moich - dwieście. Potem babki znalazły sklep właściwy, a tam fraktali 800 ;) Ale ten, który mi wpadł w oko, jako pierwszy, został wybrankiem i on będzie realizowany. Nawet jest już kupiony. Muszę się tylko zastanowić, gdzie i jakie kupować nici (iść w DMC, czy PND? no, może poczekam do wyprania i wyprasowania róży, to będę wiedziała, jak się PND zachowuje w warunkach bojowych i na co się decydować), a potem może do dzieła? Zobaczę, co wskoczy, czy biblioteka, czy to. Trzech kolosów ciągnąć nie będę :) Fraktal robiony będzie na 16ct - 14 jest za rzadko, 18 za gęsta na komfortowe prace, spróbuję 16ct.

  • któryś z 'przeciętych' domków - kanwa od dawna jest (14 z nadrukiem, wychodzi takie marmurkowe niebo). Tutaj opcja jest nawet taka, że to nie musi być robione na krośnie, mogę więc odpalić, kiedy skończę Einsteina, geometrię i las, bo nie będzie za dużo prac bieżących ;) To by dopiero było :) Tylko nie wiem który, pewnie bardziej na wzgórze wróżek padnie, ale to się zobaczy. Tutaj w ogóle jajo z nićmi, bo trzeba Madeirę przeliczać (nie będę szła w nowy rodzaj nici) i w ogóle cuda wianki. Chyba, że ktoś ma już takie wzorki przeliczone? To ja bym bardzo chętnie przyjęła taką legendę.



Ależ mi podsumowanko wyszło cudne, no. No i premiera nowych planów też niczego sobie :)

sobota, 22 sierpnia 2015

Mozaiki - znowu :)

Wyszło na to, że wpadłam w mozaiki całkiem. Zwłaszcza, że idą jeszcze szybciej. Zwłaszcza, że można z dziećmi (i nawet z mężem, który mozaiki dla siebie też zażądał - pewnie zacznie, a ja będę ją potem dziubać, no ale - pasje łączą :D do haftu go zmuszać nie zamierzam przecież). Zwłaszcza, że można połączyć kilka potrzeb i tak wybrać wzory, żeby zaspokoić potrzebę posiadania czegoś kosmicznego na ścianie, bez wyszywania haftów w wielkości 600x600 ;)

A mąż zażyczył sobie jakąś tematykę kosmiczną. Co ja na to poradzę, że uwielbiam również. Znalazłam tego trochę, ale po sprawdzeniu, jak będzie wyglądało po przepikselizowaniu na mozaikę, wychodziło, że jakoś tak nie bardzo. Aż w końcu trafiłam na coś, co zachwyciło mnie okrutnie :)

Księżyc w pełni, był jeszcze jeden fajny, ale jakoś się okazał być niedostępnym, szkoda. Tutaj mąż się będzie musiał wykazać i 20 tysięcy czarnych kwadracików przykleić ;)


I galaktyczka, taka piękna.


Przyszły niedawno.

Dzieci poprosiły o jakieś dzieciowe mozaiki. Niech im będzie. Przyjdzie Kaczor Donald i Kubuś Puchatek. Przytomna ja zapłaciła, po czym przypomniała sobie, że w sklepie od Kubusia miałam mieć rabat. No nic, zostanie na kiedyś ;)


I jeszcze pozostając w tematyce aliexpress, kupiłam sobie 100(!) igieł 24 za półtora dolca. Nawet niczego sobie :)

czwartek, 20 sierpnia 2015

Las rośnie

A tak się przygotowywałam do haftu urlopowego, że po prostu wtopa za wtopą.

Zorientowałam się dzień przed wyjazdem, że tylko mi się wydawało, że mam przygotowany wzór. Znaleźć materiał, dociąć, okleić (nie chciałam obszywać już), nici na szczęście były, wzór niby też. Dorzuciłam żyłkę, żeby ożyłkować sobie chociaż trochę ramkę i wio.

Po czym się okazało, że fajnie fajnie, ale wzór wzięłam co prawda ten (co za sukces!), ale nie ten opracowany przeze mnie, gdzie np. były wycięte elementy, których nie chciałam szyć, albo np. przepołowione kartką drzewo jednak połączone i wydrukowane na jednej stronie. Otóż nie. Wzięłam wydrukowaną wersję pierwotną, w dwóch opcjach: wyraźnej i niewyraźnej. Z tej wyraźnej nie miałam całości kartek. Brawo dla mnie! Ale dla chcącego, nic trudnego.

Ożyłkowałam pracowicie rameczkę: 360x100 krzyżyków. Żyłkowałam co 5 krzyżyków, żeby łatwo liczyć. Miałam więc dobrze ponad setkę ściegów. Pomyliłam się w czwartym. Brawo ja! Zorientowałam się po postawieniu pierwszych krzyżyków. Po czym się w ogóle okazało, że len z żyłkowaniem to za gruby jest i źle się krzyżykuje, ale zostało to na pierwszy rząd 'podłogi', żeby wiedzieć, jak daleko ma to sięgać. A potem - dnia drugiego urlopu, dziecię mi się pochorowało, trafiliśmy do szpitala, czasu na nic nie było, nawet jak wyszliśmy, był rozgardiasz, hałas, awantury 4 dzieci (dwójka to wnuki szwagierki), które dokazywały. Część wczasowiczów po tygodniu pojechała, 2 bestie są do okiełznania, drugi tydzień już był bardziej hafciarski.

Sam haft bardzo przyjemny, kolor dobrałam nieźle. Znowu wniosek: przy lnie trzeba po prostu liczyć na bieżąco, nie bawić się w jakieś kratki, bo ich wygenerowanie to też pełno liczenia, pomyłek i wszystkiego, co jest po prostu zbędne.

Jak na urlopowy tydzień: 3000 krzyżyków (co z tego, że w jednym kolorze, trzy tysiące to trzy tysiące :) ) - nie jest źle!

Dolna krecha na prawie 400 krzyżyków i pierwszy krzak, a ja dumna i blada ;)


Potem drzewko, a najpierw jakiś kicajec i roślinność


Potem choinki - sierpień mamy, czas o świętach myśleć ;)


No i następne malizny i miejsca na duże drzewa - naprawdę nie miałam zamiaru dziergać dużego drzewa, kiedy jedną stronę miałam niewyraźną i odcięte ze dwie kolumny, a druga zaczynała się dziwnie - przeliczyłam krzyżyki tak, że granice kolejnych dziesiątek się zgadzały i zostawiłam na zaś - na za niedługo, bo wzór wydrukowany sensownie już mam.


Puste miejsce pośrodku to miejsce na duże drzewo, potem za pieńkami miejsce na mniejsze, no i zostawiłam w połowie krzaczka.

Tyle zrobione przez tydzień - dwa, teraz moment poczeka, bo mam parcie na skończenie róży możliwie szybko, żeby mieć inne duże prace na tapecie. O planach opowiem w następnej hafciarskiej notce :)

wtorek, 18 sierpnia 2015

Jak wygląda oprawiona mozaika?

Jak wygląda oprawiona mozaika?

Ano tak, jak sobie ją oprawimy ;) Taka filozofia.

Gepard zakończony rzutem na taśmę przed urlopem, ale oprawienia się wtedy nie doczekał. Ramka jakaś zwykła, z ikei, ale genialny sposób 'dociskania' tylnej płyty, tylko trzeba wpaść na to, jak on działa. Jak już wpadłam na to, to oprawianie było proste i nawet wyciąganie mozaiki po raz kolejny zza szkła (bo się wziął i znalazł jakiś nadmiarowy kwadracik) nie jest trudne. Samo zapakowanie za szkło było też ciekawe, bo sama mozaika jest grubsza niż hafty i to wszystko jakoś nie chciało się mieścić - zaradziło docięcie dokładne materiału, tak, żeby nic nie wystawało poza rozmiar rameczki. Musiałam też uciąć jeden (na szczęście tylko jeden) rządek kamyków u góry, bo próby wtłoczenia nadmiaru materiału i nadmiaru kamyczków spowodowały, że a) i tak się jeden rząd nie mieścił, b) był trochę powyginany. Jak już pocięłam i zajarzyłam, jak działa nowy system dociskania, poszło, jak z płatka.


W ramce odbija się okno, ale musicie mi to wybaczyć - inaczej odbijałabym się ja ;)

A mozaiki nowe przyszły - kosmiczne. A kolejne idą - dzieci zażądały swoich wzorów, takich, żeby były kolorowe, niewielkie, ale żeby znaczki były odróżnialne :) Kupiony Kubuś Puchatek i Kaczor Donald - artyzmu tam niewiele, ale niech się szkrabulce cieszą.