niedziela, 23 lutego 2014

Zegary, strona pierwsza

Strona pierwsza. Pierwsza z trzydziestu. Czad!

Zegary - strona pierwsza

Kanwa nie jest krzywa, tylko ściągnięta z tamborka tak wygląda, jakby krzyżyki były krzywe, wygięte, albo w ogóle miejscami było ich tylko pół. Nie umiem zrobić ładnego zdjęcia. Robiłam ładne, jak kanwa była na krośnie, ale teraz nie jest. No nic, będzie lepiej wyglądało, jak będzie więcej i prościej. No i z daleka wygląda o niebo lepiej. Jako, że na początku miałam tylko sześć mulin (moja skleroza), to zrobiłam je na pierwszej stronie i pognałam na następną. A potem pozostałe, jak zostawało mi ileś tam nici, a skończyłam już stronę, też przeciągałam, co się dało. Generalnie, zrobiłam trochę burdelu, bo teraz patrzę na pozaznaczany schemat i nie do końca wiem, co mam zrobione, a co nie, ale to wyjdzie w praniu. Zwłaszcza, że zmieniłam nieco sposób wybierania następnej nici do wyszywania. Na pierwszej stronie leciałam najpierw tymi sześcioma kolorami, a potem wg. tego, który miał najwięcej do zrobienia (poza tłem). Teraz, żeby nie zgłupieć z tym, co było zaznaczone, a nie jest zrobione, jadę po każdym kwadraciku po kolei - biorę z niego kolejne nitki. Po pierwsze - generuję wtedy w krótkim czasie jakieś zakończone powierzchnie, a to cieszy zawsze, czy mówimy o kwadracie 10x10, czy o pracy 300x300, a po drugie nie zgubię niezrobionych krzyżyków w jakimś uprzednio zrobionym choć w kawałku koloru - bo w końcu na niego trafię.

Zachwycona jestem cieniowaniem. 24 odcienie od białego do czarnego. 24 odcienie szarego. Po co? Po co - pytam się za każdym razem, kiedy biorę trzecią z rzędu nić, które na drugi rzut oka dopiero się czymś różni od poprzedniej. A potem odstawiam od oczu na nieco większą odległość taką zakończoną stronę i nie widać krzyżyków. Nie widać przechodzenia, przenikanie cudne. I już nie marudzę. Wyjdzie wspaniale.

Teraz czas - robiłam trzy tygodnie. Ale jest to nieco przekłamane przez to, że już wybiegłam na drugą stronę gdzieś tak w 20%, więc powinno zająć z kilka dni mniej. Miałam nadzieję, że tło pójdzie szybciutko, ale nawet jeśli jest do zrobienia tylko 1300 ;) krzyżyków w jednym odcieniu i nie trzeba nic sprawdzać, to na każde głupie 50 krzyżyków trzeba mieć czas. Tło zajęło mi tydzień.

Średnia wyszywania - 160 krzyżyków dziennie (nie liczę tego, co wyszło na drugą stronę, bo nie jestem w stanie ocenić ;) na pewno realnie wyszło więcej, uśredni się po jakiejś większej ilości etapów).

poniedziałek, 3 lutego 2014

Ku pamięci - początek "Zegarów"

I wpis w 100% kronikarski, żeby łatwo znaleźć, kiedy co się działo :)

1 lutego - przygotowanie kanwy.

2 lutego - oprzytomnienie, znalezienie nici, pierwsze krzyżyki w "Zegarach".

Kanwa 18ct, mulina DMC (zgodna ze schematem), początek tak, jak należy, od pierwszej strony. Pierwsze 359 krzyżyków.

Zegary 1

PS. Cała strona, czyli 3315 krzyżyków to raptem 7,5 na 9,5cm.

Plany, plany

I nagle WTEM!

Skoro powracam, to nie do jednej pracy, bo to nudne jest, mało takie odważne i w ogóle. Jak wracać, to z wykopem ;)

W planach więc są prace takie:

Zegary: 300x310 krzyżyków, 24 kolory

Zegary final

Print gallery, 390x393, 10 kolorów

Galeria final

Biblioteczka, 625(!!)x452(!!), 90 kolorów - tak, tutaj mamy prawie 300 tysięcy krzyżyków

Biblioteka final

i - idąc za ciosem oraz miłością męża

Bibliotekarka (jedyne 299x376, bez tła, więc w ogóle, o co chodzi ;), za to 90 kolorów (przejrzałam wzór, niektóre mają całe 4 wystąpienia, chyba przegięto z artyzmem)

Bibliotekarka final

Nie wiem, kiedy zrobię, ale nieważne. Mam! Mam! Mam! Moje! Wydrukowane! Kanwa jest, muliny idą, jest moc :)

Back in business

Można tak rzec. Wróciłam :)

Dokończyłam "Cztery pory roku". Nic wybitnego - zostały dwie, każda to 'maleństwo' 60x60, więc nic wielkiego czy czasochłonnego, ale jednak przy dzieciach dużo czasu minęło, zanim choćby psychicznie dojrzałam do tego, żeby się zabierać za wyszywanie. Miewałam czas, ale do haftu nie chciało mi się siadać, nie mając dużego zapasu czasowego, a tego Ale się wzięłam. Prezentacja wszystkich czterech może, kiedy te dwie ostatnie wypiorę, wyprasuję i oprawię. Na razie są wymięte, pokreślone (widać mazaki z tła ;) ), no i bez ramek, więc wyglądają źle. A że ostatnio z żelazkiem mi nie po drodze, to nie wiem, kiedy to nastąpi. Ale mam nadzieję, że wkrótce.

Za to wróciłam do bambusów.

Prezentacja nie jest powalająca, choć byłaby (biorąc pod uwagę wszystko!) w porównaniu ze stanem sprzed ponad dwóch lat, kiedy to hafty zostały porzucone na rzec dwóch małych istot.

Bambusy 3.02.2014

I małe przypomnienie, wyglądać będą tak:

Bambusy final