Jak kiedyś już wspominałam, odżegnywałam się, nawet tutaj, że nie, nie nie i nie, nie kupię mozaiki. Bo plastikowa, bo coś tam. I większość wzorów jarmarczna. Większość, ale nie wszystkie. No i plastikowa, ale wygląda inaczej - tak twierdzą babki na FB.
To zamówiłam. Wzór już pokazywałam, o taki:
Przyszedł, dwa tygodnie czekałam, nie ma tragedii.
Zawartość takiego pogiętego pudełka:
tacka
pęseta - nie ma takiego ołóweczko-długopisu, a liczyłam na niego
pełno, pełno diamencików, popakowane chyba po 1g, tak mi wyszło z tych dziwnych znaczków i liczb na podsumowaniu
samo podsumwoanie. Szkoda, że nie ma tych trójkątnych podstaweczek.
Sam obrazek. Jak widać, nic nie widać, bo papier zabezpieczający jest biały. No i wszystko pogięte.
Uwaga, zaczynam. Zaszalałam, jak nie wiem :>
Tu już więcej - inne światło, inne kolory.
Po 3 popołudnio-wieczorach?, kiedy to zdradziłam krzyżyki z tym plastikiem ;) mam tyle
Wnioski i podsumowania na teraz:
- za cholerę nie wiem, czemu to takie wciągające, ale wciąga i to bardzo, zawsze zostaje jeszcze kawalątek, odkryję jeszcze tylko kilka rzędów, no dobra, kilkanaście, no jeszcze tylko tylko i już jest późno,
- plastik, nie plastik, na ostatnim zdjęciu chciałam uzyskać efekt, który jest widoczny, jak się patrzy ludzkim okiem, a nie przez obiektyw - te diamenciki się mienią. Mają odcienie perłowe, wychodzi to całkiem nieźle, w całości w ogóle powinno zrobić efekt łał,
- jako, że obraz mam raczej bez szczegółów, to raczej nie ma się co spodziewać cudów po takim kawalątku, to, co jest na razie, jest ok, cieniowanie, przejścia, plamy, ale bez wydziwania pt: mamy jasną plamę, zróbmy ją w 5 odcieniach ecru,
- zrobione mam 2,5 'strony', całość jest zaklejona 4-ma kawałkami papieru zabezpieczającego, te zagięcia dzielą pracę na 4 części, mniej więcej równe, wychodzi 16 'stron'.
- trwałość kleju - drżałam ;) z nerwów, czy strona druga, którą zaczęłam dziubać wieczorem, a której nie miałam jak skończyć, wytrzyma z klejem do rana. Wytrzymała. Na dole pracy jest pół cm warstwy klejącej, która nie jest niczym zakryta, na tym można testować wytrzymałość kleju. Otworzyłam pracę we wtorek. W niedzielę ten pierwszy odkryty kawalątek jeszcze ma pozostałości kleju, ale to już ostatnie chwile jego życia. Wyszło mi, że tak spokojnie do 2-3 dni można jeszcze kleić, potem bym się już o trwałość spoiwa obawiała. Pół biedy, jeśli ktoś chce oprawić mozaikę pod szkło, ale bez warstwy przytrzymującej mogłoby być kiepsko. Ja bym nie ufała. Ale taki odkryty wieczorem kawałek rano jest zupełnie niezły.
- ważna, bardzo ważna, kluczowa w tempie wyklejania mozaiki jest organizacja pracy, coś tam już sobie wypracowałam.
Co do samej organizacji - wydaje mi się, że jakbym miała ten ołówkodługopis z klejem, czy czymś tam, to lepiej by mi się wyklejało. Ale tylko mi się wydaje ;) Niewykluczone, że skorzystam z pomocy babek z fb i następnego obrazka (będzie następny ;) ) poszukam wśród sprzedawców, którzy dokładają to ustrojstwo. Chyba, że ktoś z czytających ma i nie korzysta i mógłby odstąpić po niewygórowanej cenie ;) W ogóle następny obrazek to będzie jakaś mandala, czy coś w tym stylu. Będę szukać, zapewne dam znać.
Dobra, sama organizacja. Dołączone są woreczki strunowe - cholernie małe. Przesypywanie koloru na podstaweczkę (genialna sprawa ta podstawka, diamenciki się układają wzdłuż rowków, więc są w sam raz do przenoszenia na materiał), wyklejanie, przesypywanie, zapomnienie jakiegoś pojedynczego diamencika - koszmar. Porobiłam małe podstaweczki kartonowe. Fajnie fajnie, ale nie są zamykane. Jakby chcieć przechować otwarte diamenciki, to może być kiepsko, coś się wywali na stole, albo będę musiała schować mozaikę na jakiś czas i co? I znowu przesypywanie. Są dostępne takie małe puzdereczka zakręcane - ale po 1) kosztują za dużo ;) dolar drogi, to mozaika nie jest megatania, nie będę szaleć, żeby kupować kilkadziesiąt puzdereczek, a po 2) nie mam pewności, czy są odpowiednio duże, żeby z nich ew. wyciągać diamenciki. Pomęczyłam się 3 dni z przesypywaniem i z kartonowymi pudełkami i doznałam olśnienia - pudełka po zapałkach. Taniocha, 10 wychodzi 1zł i jeszcze pełno zapałek zostaje. Można sobie opisać, jak się potem zmieni mozaikę i będą inne kolory, to się najwyżej metkę doklei z nowym oznaczeniem. I już mnie szewska pasja nie dopada, kiedy muszę zapomniane kwadraciki wysypywać. I można też pracować na mniejszych obszarach - bo nie ma męczenia się ze zmianą koloru. Jak nowego koloru jest dużo - wysypuję na podstaweczkę, jak pojedyncze sztuki, pobieram bezpośrednio z pudełka. Tak narzut na wieczną zmianę kolorów mnie dobijała - jak przy hafcie przy zmianie nitki. Tutaj problem odpada. Nie zostawię więc dużej połaci odsłoniętej, bo coś tam mi przerwało pracę i musiałam ją porzucić WTEM! Zostanie najwyżej mała powierzchnia, szybka do wyklejenia. I mogę sobie poświęcić na mozaikę 10 minut - odsłonię ze dwa rządki, machnę kilkadziesiąt diamencików i zostawiam. Tyle wygrać :D
To na tyle wrażeń na razie. Dla mozaiki porzuciłam na kilka dni różę, teraz do róży wróciłam, jak skończę w niej kolejny listek, to pewnie znowu coś wykleję. I znajdę jakiś nowy wzorek, tak nie mieć zapasu ;)