wtorek, 22 września 2015

Czego nie lubię w hafcie krzyżykowym - zabawa

Zazwyczaj łańcuszki mnie wkurzają, a jak czytam po raz kolejny ten sam zestaw pytań i niemal nakładające się na siebie odpowiedzi - to i tak nie kojarzę potem, co i kto powiedział. Ale tu nowa zabawa, to może się pobawię, zanim się wszyscy znudzą ;)

Zabawa ogłoszona u Joanny. Ona naopowiadała, jak obiecałam - odpowiadam też.

1. Co w ogóle nie interesuje cię na rękodzielniczych blogach?

Niektóre wstawki lajfstajlowe, podróżnicze, nożyczki, naparstki, tego typu sprawy. Scrap i decu - kiedyś oglądałam, nawet dorzuciłam kilka blogów do czytnika i się męczę, nie wiem dlaczego, skoro można je wywalić. Gorzej, jak techniki są łączone i tak czytam / przewijam -> ostatecznie nie znajdując niczego. Jakoś to znoszę dzielnie ;)

2. Jakie akcesorium do haftu uważasz za całkowicie zbędne lub tak bardzo drogie, że nawet nie masz zamiaru się nim interesować?

Fikuśne nożyczki. Mam kilka sztuk nożyczek, bo przeważnie do paczek z haftami wrzucam jakieś, żeby nie rzucać się co chwilę w poszukiwania. Ale jedne to takie hafciarskie małe, drugie to przecinak, trzecie to duże do materiału, czwarte to kuchenne. Whatever, nożyczki to nożyczki - specjalnych wypasnych i megadrogich nie zamierzam kupować, żeby ciąć nitki. Helloł ;)

Naparstki - nie wiem, czy się je zbiera dla zbierania, czy do używania. Ani jedno, ani drugie.

Krosno i tamborki uważam za sensowne rozwiązania, więc posiadam :)

3. Jaka tematyka prac w ogóle cię nie interesuje i nie będziesz jej wyszywać nawet na zamówienie?

Religijne. Jelenie na rykowisku. Mam też awersje do klimatów swojskich, wiejskich, górskich, itp., bo to też często takie jelenie, choć nie zawsze. Ale religijne to w 95% porażka. Pomijając kilka naprawdę niezłych wzorów - są po prostu kiczowate, a wszelka krytyka pt: "papież to by się obraził za takie 'bohomazy'" wywołuje jedynie burze, jakbym samego papieża atakowała, a nie sposób jego przedstawienia.

4. Jakich rodzajów ściegów nie wyszywasz lub starasz się ich unikać, bo wychodzą ci co najmniej bardzo średnio.

Nie umiem węzełków. Za cholerę nie wychodzą, więc jak mam je zrobić, to ich nie robię, kombinując, jak koń pod górę, albo robią je źle. Np. malutkie ściegi umieszczam, a nie węzły, bo nie da się, no.

Nie lubię przesadzonych backstitchy. Robiłam kilka prac typu dziecięce misiaczki, myszeczki, etc., futro robione backstitchami - to jakiś kosmos jest przecież. Robiłam też np. prace blackworkowe, które przecież prawie całe są backstitchem, czy wzory, które ich po prostu wymagają. Aktualnie zaczęłam Wzgórze Wróżek, które


bez kreseczek nie ma sensu. Ale kreseczki są w miarę sensowne, między dziurkami w kanwie, a nie np. w 1/3 nich - kreseczek w połowie, ćwierci, 1/3 krzyżyka to nie trawię już w ogóle.

Nie robię żadnych takich prac, gdzie się mieszają krzyżyki, półkrzyżyki, ćwierćkrzyżyki, petit coś tam - nie jestem aż taka wyuzdana, żeby się w takie wzory bawić. Nie nie nie, prosta baba jestem :)

Nie robię prac z koralikami, nie łapię tego. Kupiłam raz w ogóle zestaw do haftu koralikowego, na szczęście został odkupiony, bo bym go skończyła - żeby się nie zmarnowało, ale bym się męczyła.

5. Gdzie nigdy nie powiesisz swojej pracy?

W kościele! :D

6. Wyobraź sobie, że ktoś zamawia u ciebie haft za pieniądze. Co musiałoby się stać, żebyś odmówiła/odmówił?

Za mało kasy. Za krótki termin. Nie jestem w stanie przewidzieć, ile czasu będę mogła poświęcić na haft w ciągu najbliższych trzech dni, gdzie tu mówić o większym planowaniu. Inna sprawa, że nigdy nie oferowałam robienia krzyżyków za pieniądz, więc nie spotkała i raczej nie spotka mnie sprawa zamówienia i rozważania przyjęcia takiej pracy.

7. Czego nie dopuszczasz w hafcie krzyżykowym? A może robisz coś, co uznawane jest za niedopuszczalne lub w złym tonie?

Czego nie dopuszczam? 
Robienia krzyżyków w różne strony. Tak, to widać. Nie znalazłam w żadnej mojej pracy czegoś takiego - uff.
Wkurza mnie i nie stosuję połączenia: robię krzyżyki od razu w całości + robienia plam kolorów. Wychodzi to tak, że najpierw się całe krzyżyki robi np. w prawo, a następny rząd w lewo. Tak, to widać w przypadku plam. Telepie mnie, jak to zauważę ;) Telepie mnie podwójnie, jak widzę wielkie obrazy, robione kolorami w ten sposób, gdzie każda linijka odznacza się od sąsiadów. Telepie mnie, jak widzę jedną sowę, którą co prawda półkrzyżykami, ale tak zrobiłam. Masakra :> Po tym doświadczeniu już wiem a) skąd się brał efekt, który mnie w niektórych pracach aż tak irytował, a nie znałam jego pochodzenia b) żeby tego nie robić.

Dopuszczam supełki. Naprawdę. Jak robię sobie pracę dwiema nitkami i mam do rozpoczęcia nową, świeżą niteczkę, to ją sobie złożę w pół i już, ale jak pracę robię trzema, to mi się nie zawsze chce cackać z zakotwiczeniem nitki. Albo, jak mam krótki kawałek nici podwójnej. Nie chce mi się.

Dopuszczam przeciąganie przez naprawdę dalekie obszary ;) Nie obcinam nitki, jak mam do przejścia 5 - 10 - 15 krzyżyków. Przy 20 się zastanowię, aczkolwiek przy kolosie, gdzie cała strona była upstrzona np. 50 krzyżykami, rozwalonymi po niej, to się nie bawiłam w pojedyncze: rozpocząć nitkę, zrobić krzyżyk, zakończyć nitkę, bo bym apopleksji dostała.

Moje lewe strony są więc nieładne i wyglądają jak dywan. Przy parkowaniu wyglądają jak podzielony dywan. Nie stresuje mnie to i mam w nosie, jak to wygląda. Tych węzłów nie sadzę na tyle, żeby się odznaczało ;)

Aha, prasuję hafty na mokro do suchości - do upojenia na lewej i prawej stronie. Robiłam tak, zanim się dowiedziałam, że nie wolno. Nie wiem, może po prostu moja deska do prasowania ocieka zarąbistością, ale jest mięciutka i nie robi buuu haftom, więc praktykę tę stosuję dalej i jakoś wszyscy żyją. Moje hafty też.

To tyle w temacie: mam na to wywalone i będę robić, jak do tej pory.

8. W jakich zabawach nie weźmiesz udziału?

W RR. Koszt wysyłki, żeby mieć kawałek kanwy, której dotykały inne łapki - a po co? W większości SALów - bo 90% kalendarzy i takich tam samplerów nie podoba mi się. A potem, jak widzę, że wszyscy robią to samo, to mi gorzej ;) Wzięłam udział w Rozetach - żeby zrobić 3 z nich. Wzięłam udział w sowach - ale jakoś nie było dzikiego tłoku. Zabrałam się za różę tęczową, zanim zaczęli ją robić wszyscy - jakby od tego się zaczęło, to pewnie bym jej nie robiła ;) Wezmę udział w sowim kalendarzu, ale już wiem, że coś mnie będzie telepać, że praca do łapki, 1-2 dni i znowu na miesiąc do pudła. Może znajdę wzór i w przypływach weny zrobię więcej? No ale spróbuję.

9. Z jaką firmą produkującą zestawy nie chcesz mieć więcej do czynienia?

Nie mam aż takiego doświadczenia, to się nie wypowiem. Generalnie niektóre wzory uważam za przekombinowane, albo nie w mojej estetyce, albo coś tam, ale nie wiązałabym tego z konkretną firmą.

No chyba, że wzory GK i inne wielgachne z mieszanymi kolorami - oglądałam czasem. Wiem, że jestem ślepa i niewyszukana, ale jeśli muliny DMC jest ponad 400 kolorów, to za cholerę nie wierzę, że nie wystarczy to do stworzenia super obrazu i jeszcze te kolory trzeba ze sobą mieszać, po czym wychodzi 200 kolorów na pracę. Lololo, mam na co marnować życie ;)

10. Czy miałaś jakieś nieprzyjemne doświadczenie związane z haftem, które zniechęciło cię do wyszywania na dłuższy czas?

Zniechęciło mnie do wyszywania - tej konkretnej pracy na zawsze - praca na podmalowanym tle z wydrukowanym wzorem. Wzór nadrukowany oczywiście troszkę krzywo, w kolorach, które nie do końca zgadzały się z symbolami na wydrukowanym osobno schemacie. Czarna magia. Podchodziłam kilka razy, jak po kilku godzinach miałam postanowionych nowych 50 krzyżyków, to sobie darowałam.


Jeśli ktoś chce, proszę odpowiadać :)

poniedziałek, 14 września 2015

Einstein na ścianie - nie straszy :-)

Einstein już nie straszy. Tak mnie na niego wzięło w środę, że na wyprawę pociągową w czwartek wzięłam jego, a nie las. Szał na kończenie prac. Niemożliwe. W czwartek porobiłam dużo, został jeden kolor - ten nieszczęsny wypruty. Potem było zabawnie, oj jak zabawnie. Gdyż miałam go - ten kolor - zapakować wcześniej, ale wcięło mi pudło z nićmi do zegarów, stamtąd pochodzić miał najciemniejszy jeszcze z szarości, nijak nie brązowy, ale i nie czarny kolor. A tu ni ma. Nigdzie nie ma nici do zegarów. Śmichu-chichu, mogę najwyżej wypakować, no ew. kupić nowe nici do zegarów, wzór wydrukuję, ale tak serio -  to nie był malutki woreczek, tylko pudło. Jakbym pamiętała, że pudło wymieniłam na fancy pojemniczek z biedrony, z przegródkami itp., byłoby mi łatwiej szukać, bo pojemniczek wcale nie zniknął, tylko był na stercie pojemnikowej, a że ja nie skojarzyłam. A pudło się znalazło - puste, bo przecież przeniosłam No cóż. W końcu odnalazłam, trochę włosów ciemnym kolorem dorobiłam, ucho minimalnie też, nie wszystkie dookoła twarzy mi się chciało, bo nie bardzo miało to sens. I skończone :)

Tu się suszy po nocach.


Tutaj już w świetle dnia:

Prasowanko


Ostatnio pełno pytań o ramy. Głównie ikea - lubię powtarzalność, no i specjalnie tak dobieram wzory, żeby obrazy dało się zapakować do gotowych ram, cena opraw profesjonalnych doprowadza mnie do zawału. Tutaj rama taka:


Próby ścienne, wczoraj wykonywane. Pierwsza:


Einstein na środku był za bardzo przytłaczający, tak na boku - całkiem nieźle, ale to jeszcze nie to.


Ostatecznie biedrona zeszła ze ściany - dopiero niedawno tam zagościła, ale będzie nad komodą, tylko nie chciałam organizować wczoraj wiercenia. Na razie wyszło tak:


Tak, wiem, ciuteczek krzywo - na ścianie już poprawione! :)

I jeszcze: ostatnie promocja na coricamo, która wysadziła im sklep, zaowocowała przeceną na wszystko, w ramach rekompensaty. Dorwałam kalkulator, odpaliłam myślenie - no jak DMC kosztuje 2,07 PLN, to za cholerę nie chce mi się ściągać chińszczyzny z Chin, ani kombinować. Nakupiłam muliny do minibiblioteki (brakowało 19 kolorów), nakupiłam muliny do całego kolosa, kupiłam kanwę 16ct na fraktal (nie wiem, czy też nie na bibliotekę - to się okaże). Oraz już po dwóch dniach dostałam info, że wysłali przesyłkę. Szok i niedowierzanie.

A ja w międzyczasie, mając do wyboru: las (praca wyjazdowa, bo niemała, ale do jednej koszulki zapakuje się całość, bo tam jeden kolor), rozgrzebanie Wzgórza Wróżek i powrót do Zegarów wybrałam - powrót do Zegarów! Nie może być. O tym w następnej notce - bo jest o czym mówić, w końcu znalazłam MÓJ sposób na parkowanie, w którym nie przeszkadza mi nic (poza tym, że nie chce się robić samo :) ).

czwartek, 10 września 2015

Karteczka - niespodzianka

Moja znajoma postanowiła na urodziny swojej dziewczyny przygotować wielką niespodziankę, choć nieco cudzymi rękami ;) Poprosiła o przysłanie kartek (ostatnio dziewczyny zaangażowały się w jakieś akcje pt: wysyłamy karki do kogoś tam, lata toto po świecie i cieszy ludzi), ale konkretnie z sową, a w zasadzie z Sową, gdyż taka ksywa dziewczyny jest.

I tak mnie wzięło, bo przecież hafcików z sowami jest pierdyliard i jeszcze ciut-ciut, padło na sowę sceptyczną, która powstała w dwa krótkie popołudnia lipcowe. Ale jako, że termin urodzin wypada we wrześniu, a ja mam tyyyyyyyle czasu, a potem nie miałam czasu, bo pakowanie na urlop i urlop sam, to sowiszcze na pranie i prasowanie czekało miesiąc:


Nie miałam żadnych takich baz pod karteczki, musiałam przygotować sama. I już wiem, dlaczego warto dać nawet tyle kasy za taką bazę, a się nie męczyć samemu ;) I tak wyszła krzywo, a się namęczyłam, jak nie wiem.


Jeszcze musiałam kupić znaczek i na pocztę dotrzeć IWOGÓLE. Ale dotarła na czas :)

A post czekał tyle czasu, żeby nie zdradzić tajemnicy.

wtorek, 8 września 2015

Uwaga, straszę!

Nie wchodzić, jak ktoś ma słabe nerwy ;)

Sprawdzając możliwości nowego telefonu - kupiłam smartfona, dziwnie mi z tym, bo jestem chyba ostatnia wśród znanych mi osób - założyłam instagrama i machnęłam fotę pierwszej pracy, która mi wpadła w łapy. Padło na Einsteina, który dziwny jest, bo dziurawy i wygląda, jak kawałek czaszki z dodatkami. Nawet bulwers był. To skasowałam, żeby nie kalać delikatnych oczu, przyzwyczajonych do różyczek, kotów i innych cudowności.

No ale praca się robi, wygląda coraz mniej koszmarnie, a coraz bardziej och i ach (jak się pominie dziury na oczy ;) ).

Delikatne przypomnienie. Ma być tak:


Ostatnio było tak:

A raptem 4 popołudnia, przy czym jedno wyglądało tak, że machnęłam może z 30 krzyżyków, i Einstein wygląda tak:


Piękny będzie :) Naokoło, nawet w niby-skończonej części, brakuje nadal jednego koloru. Może niektórzy pamiętają złe dobranie koloru, który został wypruty i dopasowany będzie, kiedy prawie całość będzie zrobiona i będzie wiadomo, który kolor podpasuje bardziej. Stąd jeszcze nie wszędzie dobrze zarysowana fryzura.

sobota, 5 września 2015

Wystawa i konkursik

Ruszyło głosowanie w konkursie Coricamo. Bannerek jest, link też podam, gdyby ktoś chciał nagrodzić mój blog głosem :)

Klikamy tutaj, szukamy bloga "Wyszywanko", wpisujemy uzasadnienie i zatwierdzamy głos. I czujemy, jak moja wdzięczność płynie do klikającego.

Niedawno - w końcu - prace zakończone w tym roku, w łaskawości mojej i męża mego znalazły miejsce na ścianach. Nie zdążyłam strzelić i opublikować foty, a do grona szacownego dołączyła róża. Oprawiona oczywiście też.

Przy oprawie wyszedł mały zonk - passpartout okazało się być w jednym wymiarze za małe (za duże?) i wystaje kawałek materiału. Poprawię, chyba poprzez dodanie drugiego, może w kolorach, jeszcze nie wiem. Musi swoje odczekać i nabrać ważności, nie będę się tak ZNOWU ;) zabierać z biegu za taką ważną sprawę.

Na tę chwilę ściana wygląda tak:


Fotka pod innym kątem pokazuje nawet zegar i powieszone na innej ścianie rozety.


 A poniżej obecnych prac - miejsce na Einsteina. Już coraz bliżej końca :)


czwartek, 3 września 2015

Jedno maleństwo

A w zasadzie dwa. Dwa maleństwa. Geometria, jaka miała być, każdy mógł sobie obejrzeć. O, taka:


Nie wiem tylko dlaczego, okazało się, że kawałek kanwy, który miałam, był krzywy. Cholernie pechowo, jak na wzór geometyczny, gdzie to będzie widać. Pierwszy kwadrat nie był kwadratem:


Nie wiem, co mnie opętało, że nie zatrzymałam się na tym etapie - nie uwierzyłam oczom? - i zaczęłam robić kolejny. To jak zaczęłam, to skończę. I tak poczekało dwa miesiące (swoje kary odleżeć trzeba ;) ), po czym się wzięłam:


I standardowo, najgorzej było się wziąć. Drugi kwadrat był po skosie (naprawdę miałam jakieś zaćmienie - dlaczego? no ja wiem, że wzór, ale chyba miałam jakieś podejrzenie, że kwadratu ostatecznie nie uzyskam, to dlaczego tak?), zrobił się w dwa popołudnia (bo machnięty był tylko jasnozielony, a i to nie w całości).


Dla zachowania konwencji, prezentacja pierwszego w tej samej pozie ;)


We wzorze były backstitche. Wypróbowałam, nie podeszły mi. Może by się miejscami sprawdziły, ale nie wszędzie, a przeznaczenie już było wiadome i było ono zupełnie użytkowe, a nie estetyczne, olałam kwestię. Zszyłam w sobotę, czy tam w niedzielę, małe poduszeczki. Dwie - hurtowo niemalże!





Temat geometrii - jeden z planów na ten rok - odhaczony. Nie wyszło tak, jak powinno, będę miała nauczkę na przyszłość. No i mam poduszki. Jakoś to zniosę dzielnie ;)