czwartek, 28 lipca 2016

Crossty - cudowna aplikacja

Jak już wspominałam, stałam się właścicielką tabletu, a skoro tak, to można było kupić appkę do haftowania, padło na Crossty. Kupiłam, zainstalowałam, otworzyłam, ściągnęłam przerobiony wzór i zaczęłam się zastanawiać, o co w ogóle w niej chodzi. Zastanawianie się zajęło mi całe 5 minut, gdyż aplikacja jest prościutka. Opisywać jej podstawowych funkcji nie będę, opisała to Joanna w tym poście. Przy czym ona w swoim filmie pokazuje funkcje, których używa podczas parkowania. Ja aktualnie nie parkuję, zastanawiałam się też, czy appka dla wyszywających kolorami będzie przydatna. Stwierdziłam, że jak nie, to przeżyję wydatek 25zł. Ale nie muszę niczego przeżywać, gdyż przydatna jest i to bardzo.

Dobra, początek. Wybieramy sobie wzorek. Zrzuty robiłam przy okazji notki o fraktalu - z wtedy są statystyki, z wtedy są wzorki, widać, czym się zajmuję :)
Generalnie stojaczek na tablet mam ustawiony tak, że on bardziej w poziomie niż w pionie, ale żeby było widać cały ekran, ten zrzut akurat jest taki. Wzorki wrzuciłam na dropboxa, najłatwiej mi tak było.

Teraz tak, z podstawowych narzędzi korzystam z wyboru znaczka oraz z zaznaczania zrobionych krzyżyków. Tyle. Nie potrzebuję pobierania koloru, zaznaczania pola haftu, czy tam innych cudów. Wystarczą tamte dwie :)

Fraktal zaczęłam na papierze, więc na dzień dobry przyszło mi zaznaczać pełno wykonanych krzyżyków. Przy czym zaznaczyłam tylko zakończone setki, bo nie chciało mi się dopatrywać każdego jednego krzyżyka. Ależ podskoczyły statystyki ;) A potem zaczęłam wyszywać.

Tutaj już praca zaawansowana,czyli ileś tam już zrobionych krzyżyków, wybieramy kolejny kolor - przytrzymujemy symbol na wzorze, pokazuje się okienko z oznaczeniem nici, jeśli we wzorze są krzyżyki robione różną ilością nici - tutaj wszystko będzie zapisane.
Klik na celownik i zaznaczony już jest tylko ten kolor.
 Od razu prościej. Odpadła mi największa bolączka - gdzie jest następny krzyżyk! Gdzie on jest? Tutaj po prostu widać. Potem trochę pracy, zaznaczenie zrobionych krzyżyków i dalej. Aha, taka uwaga - w trybie wyszukanego koloru nie trzeba się specjalnie martwić dokładnością zaznaczania, jakby to było w trybie bez wyszukanego koloru. Tam co się dotknie, to się zaznaczy. A tutaj, po wyszukaniu jakiegoś koloru, można sobie majtać paluchem w te i we wte, zaznaczy / odznaczy nam się tylko wyszukany symbol, cała reszta zostanie nienaruszona.

Pokażę Wam jeszcze jeden myk. W Zegarach miałam tak, że cieniowanie np. na granicy tarczy było dobijające. 3-4 odcienie od jasnego do ciemnego, dwa krzyżyki dalej znowu 3-4, ale już inne. I tak co chwilę. Zdarzało mi się 'oszukiwać' i kilka cieniowań robić tym samym zestawem, czy np. połączyć dwa bardzo zbliżone do siebie kolory. Nie na całym obrazku, ale na danym kawałeczku. Tutaj można sobie wspomóc takie oszustwo, poprzez zaznaczenie większej ilości kolorów. Fotka oczywiście nie z pasującymi kolorami, ale żeby pokazać, jak wygląda wyszukiwanie kilku symboli:
Zaznaczona kreska, strzałka i dwukropek. Po takim wyszukiwaniu, jeśli uznałabym, że to są te 'same' kolory, po ich zrobieniu jednym mazaniem i zaznaczaniem pomaluję sobie krzyżyki kilku kolorów. Drobiazg, ale bywa przydatny.

I wisienieczka na torcie. Statystyki! Statystyka czasu jest po prawdzie do niczego. Nie wiem, czy ona liczy rzeczywisty czas otwarcia schematu (w takim razie dla nowych wzorów się nie zgadza, bo drugiego dnia mi pokazywała ponad 1d), czy od otwarcia schematu po raz pierwszy (fraktal przecież zaczęty kilkanaście? dni temu?).

Ale ogólna informacja o postępie jest. Z dorzucania dodatkowych liczników nie korzystałam. W ogóle ten ogólny widok jest, ale bez niego człowiek też by żył.

Natomiast 'Calendar' pokochałam miłością wielką od razu. Ta da!
Statystyka dokładna, którego dnia ile udało się zaznaczyć (appka nam wierzy :) ). Dla mnie bomba, bo sobie to potem przepisuję do mojego arkusika, gdzie też postępy śledzę i zawsze były one tak na oko liczone, potem praca skończona, a mi w obliczeniach brakuje 10% krzyżyków ;) Teraz nie ma na to szans :D I można się przekonać, że nawet taka tam chwilka to może dać i 200 krzyżyków, a to już coś.

I jeszcze pomniejszony obrazek, na którym już nie widać tego, co tam dalej we wzorze jest, ale na którym pięknie widać, co się ma zrobione.


Podsumowując - za 25 zł dostajemy fajną appkę, która ma kilka plusów (jak statystyki, czy możliwość obejrzenia wzoru w dowolnym powiększeniu), ale która przede wszystkim pracę BARDZO ułatwia. Widać, gdzie są kolejne krzyżyki, człowiek nie marnuje czasu na odszukiwanie symboli, kolorów, kolejnych miejsc, na zastanawianie się, gdzie iść teraz. Ma podane na tacy i głowa się nie męczy ;) Widać po ilościach zrobionych krzyżyków, że nawet przy takiej ilości krzyżyków można pracować szybko. Wynik 1500 był nieco podkręcony poprzez przejście na trochę zrobiony rząd, ale możliwe jest zrobienie 800-1000 krzyżyków przez kilka godzin, nie przez kilka dni. Czy to dużo? No raczej :)

piątek, 22 lipca 2016

Fraktal, premiera

Czas wspomnieć coś o hafcie, który zaczęłam jeszcze w czerwcu (choć wtedy zrobiłam raptem z 1000 - 2000 krzyżyków, więc co to jest ;) ). Otóż w końcu ruszyłam fraktal, a dokładniej: Sunset Fractal, stworzony i sprzedawany przez firmę StitchX (nie linkuję, mają problemy ze stroną i ona nie działa od jakiegoś czasu).

Ma wyjść tak:

Rozmiar to 300 na 225, kolorów DMC 59. Stopień skomplikowania - mniejszy niż HAEDy :)

Praca robiona na 16ct, taka pośredniość między 14ct (bez jaj, jeśli chodzi o kolosy) a 18ct (jednak drobnica dla mnie na co dzień).

A jak się szyje? Otóż super.

Zaczęłam jeszcze w czerwcu, z papieru, aczkolwiek wspomagając się mocno komputerem, gdyż moje oczy są ślepe i wyszukiwanie symboli idzie im tak średnio. Nie, nie parkuję. Nie dam rady wysiedzieć przy krośnie, tamborek, którego używam i który mi zawsze najbardziej pasuje, ma 20cm, nie ma mowy, żeby na nim parkować. Także jadę kolorami. Zaczęłam od lewego górnego rogu i biorę po kolei kolorki. Bardzo przydaje się 'organizer' na nici, gdyż ich wieczne nawlekanie, odkładanie, etc., doprowadziłoby mnie tylko do rzucenia haftem w kąt i tyle.


Musiałam oczywiście dokupić igieł - miałam jakieś za grube, źle się nimi pracowało. Dotarłam do pasmanterii, dokupiłam 30 i jest ok i na wszystkie kolory :)

Machnęłam wspomniane 1000-1200 krzyżyków i kupiłam tablet. Oczywiście nie tylko do haftowania, no ależ! O aplikacji crossty będzie osobna noteczka, tam się wypowiem, powstawiam fotki i się będę zachwycała, tutaj wystarczy tylko tyle, że symbole na papierze / pdfie i w xsd są inne oraz StitchX miało dziwne 'wymiarowanie' obrazka, bo tam sam środek to było 0/0, więc lewy górny róg to było 113 / 150. Tak miałam na początku przygotowaną kanwę i tak pociągnęłam żyłki oraz ją opisałam. Nieco mi to namieszało przy przejściu na appkę, ale nie jest tak tragicznie. Ramki z materiału zostawiłam pełno, jest więc gdzie wstawiać nowe oznaczenia :) Żyłki też nie pociągnęłam po całości, bo mi się do haftowania spieszyło, następne kolumny zrobię już zgodniej z obecnymi 10-tkami.

Teraz sam haft. Jadę kolumnami w dół, kolorami, wyszukiwanie w pdf / appce ułatwia mi to bardzo bardzo. Appka milion razy lepsza niż szukanie po pdf ;) (to uprzedzając opinie :D). Prawie cała pierwsza kolumna. Coś tam widać, ale bez szału. Kiedy kolor się w danym momencie kończy w doł, ale idzie w bok, oczywiście kontynuuję, żeby nie było granic między rzędami. Taka polityka sprawia, że ich po prostu nie ma, bo rzadko kiedy kolor się tak kończy równiutko. Kiedy dany kolor jest rozwalony po ileś tam kolumn wszerz, to przejeżdżam trochę na następną kolumnę - też w celach prewencyjnych :)

Tutaj jeszcze kawałek góry, przy początkach drugiego rzędu. Widać podwójne liczenie kolumn / wierszy. Trochę mylące, ale co tam. Jak skończę ten ożyłkowany kawałek, to po przygotowaniu następnego, pewnie pracę przepiorę, żeby się poprzednich 'ustaleń' pozbyć.
Na ten moment mam dokładnie tyle:
Dwa rzędy w komplecie, trzeci prawie do połowy i wróciłam na górę. Jak szaleć, to szaleć ;) No i wtedy jest szansa na zobaczenie jakiegoś wzoru konkretnego zanim będzie połowa obrazka.

Zrobione ponad 7 tysięcy krzyżyków, już ponad 10% pracy. A prawa strona jest o wiele prostsza, bo są wielkie plamy w ecru, szarym i białym.

Jeszcze trochę bliżej sama góra i sam dół.

wtorek, 19 lipca 2016

Sampler a mulina cieniowana

Przy pochwaleniu się początkiem nowej pracy - samplera wykonywanego cieniowaną muliną, padło pytanie o to, jak akurat ja z nią pracuję. Hmmm, no to się zastanowiłam i spisałam kilka faktów, niektóre to prawdy oczywiste, niektóre to prawdy objawione, które ułatwiły mi bardzo prace, kiedy już to objawienie na mnie spłynęło :)

Z rzeczy oczywistych - muliną cieniowaną nie da się (raczej) robić pętelek, nawet, jeśli się wyszywa dwoma nitkami, bo nie da się podzielić idealnie jednej nitki na pół tak, żeby cieniowanie w obu jej połówkach było identyczne. Napisałam "raczej" się tak nie da, bo jeśli się ktoś bardzo, ale to bardzo bardzo uprze, to w końcu podzieli dany kawałek na pół - ale zaraz następne kawałki będzie musiał łączyć tak, że pełno muliny zmarnuje. Jeśli więc chcemy sobie machnąć kilka krzyżyków, to śmiało, dłuższa praca tak nie wyjdzie, chyba, że zupełnie sobie nie szanujemy muliny.

Inna oczywista oczywistość - trzeba robić krzyżyki od razu. Wiem, że dla niektórych z Was żadna to nowość, bo i tak pracujecie w ten sposób, ale np. ja plamy czy długie linie robię półkrzyżykami w jedną stronę i wracam w drugą. Przy cieniowaniu taki sposób się nie sprawdzi.

Nie zwykłam stosować nie wiadomo jakiego planowania, obcinania przygotowanych kawałków muliny, etc., znalazłam po prostu sposób na to, żeby kolejne kawałku muliny do siebie pasowały - obcinam po prostu tak, żeby oba końca muliny miały ten sam odcień. Jak na zdjęciu niżej:


wtedy kiedy jeden mi się skończy, zaczynając następny jestem w tym samym miejscu. Głupio byłoby kończyć jasnością, a zaczynać ciemnością :) I miewałam z tym delikatny problem (wtedy zaczynałam np. z drugiego końca danego kawałka), po czym po prostu wpadłam na ten myk z cięciem muliny przy tym samym odcieniu.

Nie wiem, jak inne firmy, bo nie rozwijałam cieniowanych mulin innych firm, ale w Ariadnie różnica odcieni jest dosyć duża


na szczęście przeskok odcieni nie jest za szybki, więc trochę straty np. na kończenie czy rozpoczęcie nitki nie wpływa na to, że nagle nam się kolory nie zgadzają. Aż tak się nie trzeba przejmować.


Na razie mam zrobiony taki motyw:

Jak nigdy - pracę zaczęłam od środka. Materiału miałam kawałek akurat na tę pracę, zostanie niewiele materiału dookoła, a żeby zostało dokładnie tyle samo, zaczęłam środek od środkowego motywu.

Machnęłam też trochę kreseczek - na razie porobię trochę tych granic obszarów, żeby potem pouzupełniać środeczki.

Wracając do prawideł pracy z cieniowaną muliną - jak wspomniałam, nie zadręczam się planowaniem, gdzie który kolor wypadnie, po kolei, jak leci, się stopniują i tyle. Natomiast trzeba troszkę popatrzeć, jak się robi większe obszary, które w tym wypadku zaczynają się plam kilka na kilka krzyżyków. Kiedy się zrobi wszystkie krzyżyki w jedną stronę, wróci, znowu rządek, to cieniowanie wyjdzie takie sobie, bo się będzie zaginało na powrocie. W tej pracy nie mam zbyt wielu takich kawałków, ale plamy 3x3 czy 3x4 są. Robię je jakby po przekątnej, żeby kolor przechodził stopniowo, a nie rzędami, bo to wygląda tak sobie. W przypadku tych zawijasów - robiłam jakby promieniami od środka. Wyszło :)

I tu jeszcze jedna uwaga - wybór wzoru. Wiadomo, że do muliny cieniowanej to raczej prace jednokolorowe. Ale jeśli tam miałyby być wielkie plamy jednego koloru, których nie można zrobić ładnie czy to przekątną, czy pod kątem, to ja bym jej po prostu nie robiła muliną cieniowaną. Człowiek się narobi, a efekt będzie taki sobie ;) Pracę trzeba więc zacząć z głową i tak ją prowadzić :)

No i tyle. Dla mnie taka praca to nieco więcej pilnowania - ale nie przesadnie wiele, zmiana sposobu wyszywania na robienie całych krzyżyków od razu i tyle. A efekty? Mnie się podobają i to bardzo :)

Na chwilę obecną wróciłam do Zegarów, zostało niewiele, aczkolwiek nie wiem, czy zdążę jeszcze w lipcu je skończyć. Może mi zostaną na sierpień jeszcze :D

piątek, 15 lipca 2016

Kombinowanie

Kończę Zegary. Ale tak kończę, że zaczęłam następne dwa kolosy. Konsekwencja! Planowanie! Także ten, nie wiem, czy je zdążę dokończyć w lipcu, gdyż trzymam tamborek z czymś innym. Ale o tym za kilka dni, kiedy zgram fotki. Do dzisiejszej notki nie potrzebuję, to mogę pisać, skoro mam już natchnienie.

Poza tym, że zaczęłam te dwa kolosy, to jeszcze potrzebuję czegoś. Czegoś prostego, czego wyszywanie nie wiąże się z tachaniem ze sobą płacht materiału (70x70 i 70x60) oraz mnogości nitek. Czegoś, co można wyszywać z appką (o crossty też będzie niebawem, zbawienie nadeszło :) ), ale co z wydruku też ujdzie.

I tak myślałam nad powtórką lasu
ale się rozmyśliłam. Bo jakoś tak. I wczesnym rankiem, w środę, budząc się o godzinie szóstej (wszak w ciąży można zasypiać na stojąco o 21, kto komu zabroni być potem (nie do końca) wyspanym o 6 rano?), o siódmej miałam wszystko wymyślone.

Otóż nie. Będzie sampler. W niebieskościach! Na szczęście nie padło mi na mózg aż tak, żeby iść w Long Doga (ale kiedyś padnie), tylko w Ink Circles. Kiedyś zrobiłam Koła:
była to jedna z pierwszych (to i równocześnie kameleon) praca na 14ct, na pewno pierwszy sampler, pierwsza i jedyna (chyba) praca muliną cieniowaną. Pięć lat temu. Czemu by więc nie wrócić? Oczywiście nie do tego samego wzoru, no bez jaj, ale mają tych samplerów od groma, są kwadraty i trójkąty i różne inne inności. Gógiel twym przyjacielem, znalazłam trzy, które mi pasowały, po krótkiej selekcji został jeden.
Ta da!
Cirques des Carreaux od Ink Circles

Rozmiar to 247 na 185, stopień wypełnienia powoduje, że krzyżyków jest 'raptem' niecałe 17 tysięcy. Co to dla mnie ;)

Materiał. Materiałem będzie len, po ostatnim przeszukiwaniu stosu (miałam gdzieś kawałek granatowej kanwy od Katarzyny, miał być właśnie na las robiony szarą nitką, ale go wcięło, nie ma nigdzie, ale tak naprawdę nigdzie), znalazłam małe kawałeczki materiału kupione na próbę od Justyny z kolei. Taki kawałek 35x42. Dla gęstości 32ct (taki mam Belfast) wyjdzie na styk, a nie lubię mieć zapasu 2 cm, więc odpada. Ale Floba jest 35ct i zapas już będzie :) Nie ogromniasty, ale to z kolei nie zmarnuję materiału nic a nic. Kolor mój ulubiony dla lnów (a wypróbowałam ich tysiące, to wiem ;) ), czyli kość słoniowa.

A skoro tak, to mogę iść w niebieskości, które dawno temu wymyśliłam sobie na któryś sampler. Mulina to będzie cieniowana niebieska. W planach była też cieniowana fioletowa albo cieniowany anchor niebieski, ale w pobliskiej pasmanterii anchora brak, a fiolet wyglądał fuj - wykorzystałam podróż do lekarza, żeby zahaczyć o sklep. Cieniowane Ariadny są spoko :)

Niebawem foteczka początków.

środa, 13 lipca 2016

Mozaika - rodzaj narzędzi i sposób pakowania

Okazuje się, że dosyć dużą popularnością cieszy się wpis sprzed roku traktujący o tym, gdzie i jak kupuje się mozaiki, gdzie było m.in. też o rodzajach diamencików (kwadraty, okrągłe, okrągłe świecące z niepełnym tłem). Teraz będzie chwila o narzędziach, jakie można kupić razem z samą mozaiką oraz o jednym szczególiku, który sprawdził, że od tej pory, jeśli będę kupowała jakąkolwiek mozaikę, to tylko od jednego sprzedawcy (chyba, że u innego znajdę taki sam sposób pakowania :) ).

To najpierw o narzędziach.

Pierwsza mozaika, gepard
przyszła z pęsetą. Dało radę, ale łapka bolała przy dłuższym wyklejaniu. No i jedna pęseta - nijak obdzielić matkę i dwójkę dzieci ;)

Kolejne zestawy przyszły już i z pęsetą i z długopisem. Dla okrągłych (Kubuś Puchatek jest wyklejony z okrągłych diamencików) długopis z klejem jest jedynym wyborem - nie da się ich ładnie złapać pęsetką. Długopis, mimo, że niby nie trzyma 'poziomu' (pęsetą prościej ułożyć coś prosto), to jednak w dłuższym użytkowaniu jest o wiele wygodniejszy. I szybszy, co zauważyła ostatnio również Magda, która wróciła do swojego cudnego obrazu po długiej przerwie i w końcu zaczęła coś przy nim robić ;)

Czego musimy szukać, jeśli chcemy mieć pewność, że przyjdzie też długopis? Osobiście okrągłych diamencików nie polecam, pomimo tego, że są nieco tańsze, ale gorszy dają efekt. Trzeba patrzeć po dodatkowych zdjęciach przy aukcji na ali. Nie tylko na obrazek i cenę ;)

I tak np. taki obrazek w instrukcji:


a dokładniej foteczka nr 1 sugeruje, że dostaniemy i długopis (leży na przekątnej tacki) i pęsetę, co tam komu pasuje. I już wiadomo, czego szukać.

Teraz część druga, czyli sposób pakowania. Wspomniany gepard, jak również oba kosmiczne obrazki oraz fraktal przyszły zapakowane tak, że diamenciki były w woreczkach malutkich, potem zawartość można sobie przerzucić, gdzie się chce.


Do pudełek po zapałkach, do specjalnych koralikowych, do czegoś tam, czego trzeba mieć pełno-pełno (ilość kolorów to najczęściej 30 - 40, czasem 50). Macie tyle pudełek? Ja nie :D Nazbierałam do dwóch mozaik pudełek (w zasadzie kupiłam kilka wielkich paczek zapałek i się ich pozbyłam). Ale wypakowywanie tego wszystkiego, szukanie, pilnowanie, szlag mnie trafiał. Ach, są jeszcze dorzucane do zestawu woreczki strunowe. Maleńkie. Nie umiem ich otwierać. Doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Jak zapomnę o jakimś diamenciku i muszę to rozpakować jeszcze raz, to mi odchodzi ochota na mozaikowanie. Dorzucanie pojedynczych diamencików z pudełek po zapałkach jest prostsze, ale trzeba je mieć ;)

Pojemnik z woreczkami i pojedynczymi znalezionymi pudełkami wygląda tak:
Szukanie koloru jest upojne.

Ale do rzeczy. Otóż są sprzedający - wierzę głęboko, że jest ich więcej, ja trafiłam na jednego, zrobię mu reklamę :) ), którzy pakują diamenciki w sposób taki:

Każdy kolor osobno, opisany numerem w legendzie, numerem koloru, ilością (jest 10% więcej niż wymagana, podana zawsze na podsumowaniu liczba). No i woreczki są a) większe i dopasowane do ilości kamyczków, b) łatwo otwierające się. Dla mnie cudo.



Dlatego od tej pory kupować będę u tego sprzedawcy, albo o któregoś, który ma w foteczkach tę wspomnianą już
 czyli długopis i pęsetę oraz diamenciki pakowane od razu na gotowo. Nie trzeba się męczyć z niczym :)

poniedziałek, 11 lipca 2016

Kolejna wygrana w Candy

I wygrałam po raz drugi, raz za razem niemalże. To się nazywa szczęście :) Tym razem prezenty od autorki bloga Asikowe majsterkowanie. A paczuszce były:

mulinki

mydełko superowe, pachnie cała paczka :)
notesik-przepiśnik
i ciekawie ozdobiona rameczka. Umieszczę w niej jakiś wesoły,, dzieciakowy haft.





Jeszcze raz chciałam podziękować Asi za zorganizowanie Candy i za przesłane prezenty.



piątek, 8 lipca 2016

Recenzja "Twórczych Inspiracji"

Przyszedł w końcu czas na recenzję "Twórczych Inspiracji", które niedawno trafiły do moich rąk po akcji naboru recenzentek. No to jedziemy z tym koksem :)

Okładka, jaka jest, każdy widzi. Sowa wygląda ciekawie i ta torba - jaka wielkość? A to się okaże.

 Spis treści, na pierwszy rzut oka, szału nie ma ;)
 Dalej szycie ręczne. Naszyjnik, gdzie każdy element trzeba wydziubać bardzo dokładnie. Nie wiem, czy wiecie, ale nie znoszę szyć ręcznie. Nie dla mnie więc, chociaż instrukcja bardzo dokładna i jak ktoś będzie chciał się za to zabrać, będzie miał jasno wytłumaczone, co i jak.
 O, w końcu coś dla mnie. Torba. Wygląda super i wg. instrukcji może nie tak tragicznie trudna.
 Jest też galeryjka dokonań autorki pomysłu, więc widać, jak się można zainspirować.
 Instrukcja bardzo dokładna, nie na odczep się, tylko ile zeszyć, z której strony, co przytrzymać, itp. Dla mnie bomba, bo dla mnie czasem oczywistości jasne 'dla wszystkich' są czarną magią, jeśli robię je pierwszy raz w życiu, a tu podane jasno i czytelnie. I pełno fotek.
 Druga torba. Może nie mój styl, ale sowa ciekawa. Technika też nie moja, natomiast znowu: instrukcja dokładna. Jest i wzór w skali 1:1, jest podana kolejność układania wstążeczek, więc jeśli ktoś chce zacząć przygodę z haftem wstążeczkowym, będzie jak znalazł.
 I znowu coś dla mnie. Zamierzam w najbliższym czasie wziąć się za szydełko, ale absolutnie nie będą to serwetki, czy firanki, tylko jakieś użyteczności (albo zabawki - o nich poniżej).
 I znowu fajna rzecz - pierwszy patchwork :) Tu instrukcję przeczytałam od razu i już wiem, gdzie robiłam błędy szyjąc te moje biedne poszewki z 5 kawałków ;) Przy następnych się poprawię. A może mały pledzik machnę. Zobaczę. Materiał instruktażowy jest :)
 Znowu nie moja bajka, bo nie robię fikuśnych kartek, ale chciałam zwrócić uwagę na jedną rzecz,
mianowicie szczegółowość instrukcji. Jak ktoś się nie zna, a popatrzy na multum zdjęć, to powinien wiedzieć, co i jak. Każdy element pokazany DOKŁADNIE, jak powinien zostać wykonany. Super sprawa.
 I tu znowu się uśmiechnęłam. Nietoperz skradł moje serducho :D
 Na to bym nie zwróciła specjalnej uwagi, gdyby - znowu - nie dokładność instrukcji i dokładne wyjaśnienie,
 co, gdzie, jak.
 Kolejne biżuteryjne cosie, więc też nie dla mnie, ale dalej - dokładne instrukcje,
 wzory,
 instrukcje wykonania, no wszystko, co potrzeba, żeby się za nową technikę wziąć.
 Jeszcze metryczka, taka sobie, ale w wersji dla dziewczynek i chłopców,
 oraz coś o domowych kosmetykach. Też nie moje zainteresowania.
No i tyle. Mało reklam, choć są :)

Podsumowanie:
- bardzo różne techniki, oczywiste jest, że skoro jest ich tyle, to nie każda każdemu przypasuje,
- bardzo różne kategorie, więc uwaga jak wyżej,
- bardzo dokładne instrukcje, czasem nawet łopatologiczne, ale chyba o to chodzi. Jak umiem haftować, to nie kupuję podręcznika, tylko wzory, jak umiem robić biżuterię, to szukam inspiracji, a nie podstaw, a tutaj właśnie są podstawy przeróżnych różności.

Jeśli ktoś chce spróbować czegoś nowego, a nie do końca wie, czego, to powinien sięgnąć po "Twórcze Inspiracje", na pewno znajdzie coś, czym warto się zainteresować :)