czwartek, 31 grudnia 2015

Plany na rok 2016

Ależ mam plany. Takie wielkie! Takie wspaniałe! Takie doniosłe i w ogóle :) Opiszę w kilku słowach, jeśli będę dysponować fotką gotowej pracy, to wstawię też :)

Po pierwsze: zapisałam się do zabaw, aż dwóch, nie może być ;) Jedna to Sowi SAL, a druga to UFOKowy rok. Chyba przestaję być aspołeczna ;)

Sowy mają wyjść mniej więcej tak:


a prace ochrzczone UFOKami, które mają być ukończone w roku 2016 tak:
  • niezmiennie Zegary (nadal omdlewam z zachwytu, kiedy to widzę :) )
  • Wzgórze Wróżek:
  • i obrus, który nie ma fotki kończącej, gdyż pomysł jest mojego autorstwa. Ale na tej fotce widać, do czego zmierzam :)
Oczywiście Biblioteczka, aczkolwiek tutaj nie planuję raczej zakończenia w 2016, bo trzeba patrzeć na to realnie :)
To z prac rozpoczętych. A z nie rozpoczętych będą takie:
  • fraktal - mam przygotowane WSZYSTKO, a nie postawiłam ani jednego krzyżyka, mój charakter mnie zadziwia, doprawdy :) Fraktal wskoczy na krosno, kiedy zejdą z niego Zegary. Soooon :> Zostało tylko niecałe 40 tysięcy krzyżyków, co to dla mnie! :D
  • Einstein 2 - mam przygotowane również WSZYSTKO i tak, jak we fraktalu, nie zrobiłam do tej pory nic. Wskoczy do roboty, kiedy zakończę Wzgórze Wróżek. Wzgórze zamierzam gonić zaraz po Zegarach, więc już nie tak niebawem to nastąpi ;)
  •  róża 2. Tu też ma, przygotowane, co tylko do niej jest potrzebne. Widzicie, jaka jestem? Trzy planowane hafty, które mają się rozpocząć, nic nie rozpoczęte w zasadzie i czekają tak grzecznie i kuszą. No, skończ jeszcze to i tamto i już się możesz do czegoś nowego brać. Przy czym róża może wskoczyć na tamborek najwcześniej z całej trójki - jest planowana jako haft podróżniczy, bo łatwo ją z sobą zabrać na kilka dni (kolorów pełno, ale duże plamy, robi się łatwo itp).

Szykuje się więc rok UFOKowy - trzy prace mają być zakończone, bo tak! dodatkowo - powtóreczkowy, bo i róża i Einstein to wzory, które już raz wykonałam (róża zostaje w prostokącie, Einstein ma nieco uproszczony wzór). Nie planuję rozpoczynania czegokolwiek innego dużego, bo patrzę realnie co i kiedy może się wydarzyć. Nie wykluczam za to jakichś małych prac, bo jak może się w czymś zakocham i po prostu będę MUSIAŁA. Wiecie, o czym mówię :)

piątek, 25 grudnia 2015

Zegary - powrót hafciarki marnotrawnej

Doczekały się powrotu w wielkim stylu :D A było to tak. Leżały, leżały, leżały. Zaczęłam biblioteczkę, zmieniłam zdanie, zaczęłam biblioteczkę po raz drugi ;) zrobiłam 1100-1200 krzyżyków i zatęskniłam za Zegarami. Bo tam na pewno będzie prosto i nie z 90 kolorami i w ogóle fajnie będzie. To w końcu podjęłam męską decyzję, ściągnęłam biblioteczkę z krosna i nałożyłam Zegary. Dwa tygodnie temu to było. I wyglądało to tak (zdjęcie sprzed ściągnięcia Zegarów z kolei :) ):


a potem machnęłam kawałek. I kawałek.


(tutaj w innym świetle nieco)


I tak przysiadałam od czasu do czasu i od przypadku do przypadku i za każdym razem coś. Albo setka - dwie-setki co 1-2 dni, albo dzieci na spacer 4-godzinny i setek pięć. I już było tak - prawie koniec strony 16, został kawałek plamy, no i pasek rozdzielający na tarczy tarczy. Tutaj jest 54 tysiące krzyżyków. I tylko 39 tysięcy do końca. Z górki!


Zbliżenie na kręcioła - cały środek i duża część tej wewnętrznej tarczy (na prawo od 11/12) jest zrobiona parkowaniem, wieloma różnymi podejściami do parkowania ;) ale inaczej, niż do tej pory.


Strona 16 w całej okazałości - została dokończona szybciutko (trzeba było dorobić kawaluntki na dole i na górze)


I rzut oka na Zegary strony 1 - 18 (ostatnie jeszcze nie dokończone, ale chciałam się pochwalić i nacieszyć nowym-starym odkryciem :) oraz dawno Zegary nie miały notki, więc), czyli cały dotychczasowy urobek:






Przyznam szczerze, że tu mam lęki. Do tej pory, łącząc różne metody wyszywania, robiłam to na jakichś granicach, albo ciemnych ciapajach. A tutaj widać, że ten mały trójkącik na górze się jednak nieco odznacza, jakbym pomyliła nitki - a sprawdzałam i nie pomyliłam. Może jestem przewrażliwiona. Inna sprawa, że oglądałam to tylko wczoraj wieczorem, kiedy ani światła, ani nie zmęczonych oczu nie miałam. Dzisiaj pooglądam dokładnie, bo zaświatało mi, że to może być również kwestia tego, co jest na dole - pod parkowaną częścią jest więcej nici, jak się ogląda z bliska ten kawałek to różnicy nie widać, z daleka widać, może po prostu część światła tam nie przelatuje i zaciemnia kawałek. Przeprowadzę dzisiaj testy, jak to będzie wyglądało, kiedy kanwa z dołu będzie miała kawałek czegoś ciemnego i światło biegnące z tyłu nie będzie miało nic do gadania.


A teraz zdradzę Wam tajemnice. Poszło tak szybko (jak na mnie), bo:
a) jak skończę Zegary, mogę się wziąć za Fraktal, motywacja mode on,
b) w końcu znalazłam metodę na szybkie parkowanie, takie moje, ale takie szybkie.

Jest oczywiście niezgodne z zasadami :D takimi ścisłymi. Otóż wyszywam setkami (plus minus - jak kolumna w środku tarczy była zwężająca się, albo poszerzająca, to też niby setkami), krzyżyki całe od razu, od prawej do lewej i od góry do dołu. Nie ma problemu z wiecznym nawlekaniem igły - bo działam jednym kolorem przez moment. Nie mam problemu ze znajdowaniem symbolu - w zakresie 10 krzyżyków w następnym rzędzie to nawet ja znajdę :> Nie mam problemu z brakiem idealnych krzyżyków, jakie powstają, kiedy się robi każdy krzyżyk po kolei, odkładając kolory i nie zostawiając żadnych, ale to żadnych przerw. A nie mam tego problemu, bo na idealność krzyżyków mam wywalone ;) I jestem bardzo, ale to bardzo zdziwiona, że to działa. Bo chyba kiedyś miałam podobne podejście, ale coś mi nie pasowało. Nie wiem, może zwisające 20 nitek w jednej setce jakoś mi przeszkadzały? Albo inne coś? Nie pamiętam, nie pasowało i już. A teraz pasuje. A jak jest kawałek, gdzie nie pasuje, to wracam do - wszystkie krzyżyki w danym kolorze w danej dziesiątce i parkuję nawleczoną już nitkę gdzieś z boku (jak jest dopiero za kilka rzędów, to ściągam igłę). I gnam, jak dzika :D (jak na moje standardy okołokolosowe, które mają niższą średnią, niż taka np. róża czy inne jednokolorowańce). A zaczęło się od tego, że miałam seteczkę złożoną z trzech kolorów - szachownica, ale prawie kulturalna. I mi się nie chciało żonglować. I potem już poszło. Nawet, jak 'seteczka' jest większa, albo mniejsza, albo w bok - bo przeszłam na stronę, na której testowałam parkowanie po skosie, wszystko nadal działa. Nie może być!

Pamiętajcie więc, wszystkie chciałabym-a-boję -się! Będzie ciężko i trudno i dużo czasu Wam zajmie, ale jak znajdziecie metodą dla siebie najnajnaj, to nie wrócicie do kolosów szytych bardziej tradycyjnie. Ja teraz nawet plamy robię parkowaniem - a to o czymś świadczy :D

Plan na teraz to dokończyć zaczętą skosem stronę 17-tą, która wchodzi na 18-tą, samą 18-tą również :) A potem oczywiście w dół, ale chyba od prawej strony, żeby zachować pozory trzymania się zasad i haftowania od pełnego do pustego. Cicho liczę, że może do końca roku - skoro w 18-tej jest dużo tła i mało ciapaj, a w święta dużo wolnego, ale może się okazać, że w domu mnie wcale nie będzie, no zobaczę, jak wyjdzie w praniu po prostu :)

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Rozprawa z UFOKami

Tak się złożyło, że zaczątek moich planów na rok przyszły zbiegł się w czasie z ogłoszeniem przez Katarzynę z Krzyżykowego szaleństwa zabawy, które polega na tym, żeby się z UFOKami rozprawiać. No lepiej trafić nie mogłam - oznacza to, że moje plany nie są aż takie szalone, skoro inni mają podobne :D

Jednym z warunków uczestnictwa w zabawie jest notka otwierająca - spis UFOKów, z którymi mamy zamiar się uporać, lub będziemy się uporowywać ;) ? jak to nazwać? no będzie w trakcie ich kończenia w 2016 ;) Mam ich wcale nie tak wiele, co zdziwiło mnie okrutnie. Aby ułatwić pracę Kasi, od razu przy wspomnieniu o danej pracy będzie link do notki, w której praca chyba po raz ostatni wystąpiła (i czasem nowsze zdjęcia, które nie zawsze doczekały się odsłony notkowej).

Zegary, tutaj co prawda w notce o bibliotece, ale pokazały się po raz ostatni, wróciłam do nich niedawno, ale generalnie praca w trakcie, dużym trakcie, bo zaczęta ponad 1,5 roku temu. Plan zakłada ukończenie w 2016, a jako, że za praca stęskniłam się bardzo, ale to bardzo, jak już w końcu wskoczyła na krosno, to gnać będę okrutnie. Zalinkowana to ostatnia notka, w której choć trochę były widoczne (choć nie były głównym bohaterem), a ostatnie zdjęcie, poczynione wczoraj, wygląda tak:


Wzgórze Wróżek - rozpoczęte, napoczęte i zostawione. W grudniu nie postawiłam ani pół krzyżyka, no masakra jakaś. A miało być tak pięknie ;) Plan to też 2016, bo to co prawda nie jest mała praca, ale też nie taka wielka, bez przesady :)


Obrus - mój wielki (było, nie było, ma być na duży stół) wyrzut sumienia. Wzór wybrany jest prosty, kanwa nie, ale to szczegół. Zostało mi raptem kilka muffinek i będzie gotowy. No, jeszcze obszyć (inna sprawa - kupiłam za 5,5 dolca zestaw do generowania lamówek, poczekam pewnie z miesiąc, zanim zacznę je produkować, wszak poczta musi wykonać swoją pracę, będzie jak znalazł do tego obrusu, bo jakoś go potem obszyć trzeba, a jak ostatnio sobie pooglądałam moje materiały, to mam czerwony akurat w sam raz na lamówkę do tego dzieła :) ). Odłożony na wiosnę! miałam robić jedną muffinę na tydzień, potem na miesiąc, potem w ogóle kiedykolwiek. W 2016 musi już zyskać moją uwagę, bo to wstyd normalnie :P żeby takie proste coś (łącznie 5400 raptem) czekało dwa lata na koniec. Wstyd, wstyd, wstyd.


No, to tyle z prac, które na koniec tego roku nie będą ukończone, a których planowany koniec to rok 2016. Zobaczymy, jak wyjdzie w praniu ich kończenie.

piątek, 18 grudnia 2015

Testowanie z kokardką, odsłona druga

Tym razem wypatrywałam postu o testowaniu - gdyż miał nadejść, wypatrywałam, wypatrywałam, a zanim go wypatrzyłam, to dostałam zaproszenie do testów. Co za porządna firma z tej Kokardki. Do wyboru były kwiatki i zwierzęta. Poprosiłam o kwiatki, ale zostałam lojalnie uprzedzona, że chodzi o kanwę nadrukowaną. Mam z nią złe doświadczenia, zdanie można było zmienić, ach, lubię, kiedy nikt nie stroi fochów, tylko się można dogadać, tak powinno być zawsze i wszędzie :)

Do wyboru dostałam:
i chciałam kota albo sówkę, ale tak to jest, jak się człowiek dzieci spyta. Dzieci uznały, że koty mają


sowy też (nie mam fotki z dwiema sowami na ścianie, cóż za nietakt), to one chcą ptaszka. Niech im będzie. Poprosiłam o ptaszka, ptaszek przyszedł, poczekał tylko jeden króciutko momencik i dawaj :)

Fotencja haftu z zestawu:


Wzór, standardowo, bez zaznaczenia środka i bez zaznaczonych dziesiątek, ale czytelny, więc luz.


Kanwa (Zweigart) i igła. Tutaj się czepnę nieco:


Kanwa pogięta na rogach - ledwo weszła do zestawu. Igła wbita w środek kanwy - pół biedy. Ale wbita również nie w dziurkę:
Jakby w tym miejscu nie było haftu - zostałby ślad. No i sama kanwa cięta według zaznaczenia długopisem. Nie mają znikopisu do materiału? ;)



Rameczka. O niej więcej za chwilę :)


Organizer z nićmi. Na szczęście kolorów niewiele, nitek oczywiście za dużo - podczas wyszywania się okazało, że jeśli bym chciała wyszyć drugi taki obrazek, to tylko jednej nici mam na styk, reszta kolorów po prostu jest na dwa obrazki i już. Może popełnię drugiego ptaszka też.


No to do dzieła. Zaczęłam od środka - jak nie ja :) Po chwili męczenia się z materiałem w ręce znowu olśnienie - mam przecież i małe tamborki. O, tak już lepiej (tutaj już jedno skrzydło).


No i cały ptaszorek. Brzegi kanwy wymęczone tamborkiem, ale i tak jest trochę zapasu, więc nadal luz. Nie byłabym sobą, gdybym się nie walnęła we wzorze - nawet takim prostym i gdybym nie zauważyła tego oczywiście o wiele za późno. Dolny listek powinien być przesunięty nieco w prawo, ale dokonałam tej obserwacji, kiedy kończyłam w tamtych okolicach trzeci kolor - nienawidzę pruć, więc nie prułam.


Miało być o ramce. Nie ma szkła. Ma za to przód z taśmą klejącą. Cudna sprawa. Można dociąć haft i nakleić go sobie na rameczkę. Tutaj widać, że zrobione to nieco krzywo ;) co stwierdziłam oczywiście kiedy? Po zamontowaniu - taka spostrzegawcza ja. Taśma na szczęście jest bardzo ok, małych poprawek można dokonać, haft ściągnąć, przesunąć (dobrze, że nie docięłam bardziej - nauczka na przyszłość, że może najpierw klejenie, a potem cięcie ;) ), nakleić znowu.


No i już zamontowany ptaszor. Zawiśnięcia na ścianie jeszcze nie doczekał - pamiętam poprzednie doświadczenie, które mi każe najpierw znaleźć poziomicę, a potem kleić obrazki do ściany (malizny nie czekają na natchnienie i wiertarkę, tylko są przyklejane taśmą do ściany). Ale nastąpi to niebawem :)

Podsumowanie:
- wzór, nici, materiał -> wszystko ok, poza potraktowaną po macoszemu igłą, która zniekształca nieco kanwę,
- ramka - jestem konstrukcją zachwycona, do małych haftów w sam raz,
- sam pomysł - może nie dla wytrawnych hafciarek, które się lubują w kolosach i/lub skomplikowanych samplerach, ale np. jako przerywniczek? ozdóbka pokoju dziecięcego? mały prezencik? Rewelacja!
- i jeszcze jedna kategoria osób, dla których zestaw byłby w sam raz - ktoś, kto już wie choć trochę, jak się igłę trzyma, ale chciałby zrobić COŚ. Tutaj jest wszystko, nici, materiał, gotowa ramka do oprawy, cena całkiem niezła (poniżej 20zł za komplet), człowiek sobie kupi, sprawdzi, czy mu po drodze z haftem i już wie, co i jak :) Nie trzeba kombinować, kupować 10 nici, dobierać ramki, te jakże czaso- i pieniądzochłonne czynności wykonane.

I jeszcze jedna uwaga, która mi się nasunęła, kiedy pisałam post odnośnie ostatniej sowy i tego obrazka - dobrze się zabierać do pracy od razu, zanim WSZYSCY się zdążą pochwalić, nawet, jeśli potem będzie to robił cały tłum. Jest pewien efekt 'zmęczenia' materiałem i np. poprzednie testowanie odbywało się z echem "wszyscy zrobili już kartkę od Kokardki, jest ich milion pięćset!" A teraz, widząc pojedyncze posty odnośnie nowej edycji testowania, czy za chwilę z innymi sowami - nie ma tego, bo moje już ją gotowe (nawet, jeśli foty czekają moment na obrobienie, a post na publikację - kiedy robiłam sowę, nie było żadnych postów z sową, pierwszy post z testowania widziałam w momencie, kiedy pisałam posta). Jak to fajnie być (prawie) pierwszym :D

środa, 16 grudnia 2015

Na szybkensa

Na szybko - u Chagi rozdanie Aidowe, mniam mniam. Pewnie nie wylosuję niczego - nigdy niczego nie wygrywam ;) ale są miejsca, gdzie nawet robienie za tłum dodaje splendoru, tak więc polecam :)


czwartek, 10 grudnia 2015

Metryczka mała

Tak się zbierałam do tej metryczki i zbierałam i zebrać nie mogłam. A zrobiłam na dwa podejścia, z czego jedno to było znalezienie kanwy, nici i machnięcie 100 białych krzyżyków, a drugie to zrobienie całej reszty :)

Na zdjęciu wyszło krzywo - nie wiem czemu, widzę to dopiero, jak zdjęcia oglądam, nie kiedy tworzę me wiekopomne dzieła ;) Bez światła i ze światłem, a i tak trzeba było podkoloryzować obrazek, bo w takich warunkach, jakie teraz są, zdjęć sensownych prawie się nie da zrobić.




Plamy, plamy i plamy, no wielkie mi halo ;)

Zaczyna to sensowniej wyglądać, kiedy dochodzą kreseczki


i jeszcze więcej kreseczek.



WTEM! Pranko i prasowanko




i już można pakować do rameczki. Oto i ona. Znowu - chyba jest nieco krzywo, czego nie widzę, mając ramkę przed oczami, dopiero na fotkach. Nazywa się toto ślepota wybiórcza ;) bliskość kanwy rzuca mi się na mózg i nie pozwala widzieć oczywistości :D

Nie pozostało nic innego, jak wręczyć rodzicom i mieć wszystkie bratanice obdarowane metryczkami

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Co dalej? Plany na najbliższą przyszłość

Skoro tak ostatnio pokończyłam dużo prac i na tapecie są jedynie:
  • niedawno pokazywane Wzgórze wróżek,
  • odłożone na jakiś czas Zegary,
  • rozpoczęta Biblioteczka,
to się okazuje, że jakbym chciała coś wziąć np. na wypad do teściów, to po prostu nie ma co! No nie ma co! Kolosów zabierać nie będę, ze wzgórzem mam ten problem, że jakoś ta praca mi nie pasuje do zabierania gdziekolwiek - tam, poza tłem, to jest dużo drobiazgów i co chwilę inna nić, no może, jakbym machała tło, ew. kreski, ale tak? Bez sensu. I zaczęłam rozmyśliwać, co by tu zacząć, żeby można było mieć 'mały' przerywniczek na ew. wypady. I prawie się rzuciłam na odpalanie samplera 300x300, albo jakoś tak (któryś z Long Doga), albo na odpalanie drugiego Lasu (mama zobaczyła i też taki chce), tutaj w obu pracach myślałam o błękitnym lnie z delikatnie szarą nicią. Na szczęście ochłonęłam i nie kupiłam nic. Gdyż przypomniało mi się. A przypomniało mi się to, że obiecałam przecież mamie też różę tęczową ;) Nici mam - kupowałam, jak pijany zając i nici mam na kilka takich róż. Kanwa pewnie ta sama, 14ct, powinnam mieć zapas. Wzór przecież megaprosty i z takimi wielkimi plamami, że można zabierać ze sobą materiały i raptem ze 2-3 nici i już.

A jak pisałam tego posta, to sobie przypomniałam, że mam przygotowaną jeszcze jedną pracę dla mamy. Przygotowaną w takim sensie, że materiał nawet ma już krateczkę, wzór, nici, wszystko jest. Mowa o drugim wydaniu Einsteina :) Tylko ciut-ciut mniejszym i bez bezsensownego jednego koloru, więc będzie prościej. Będę też robiła nieco inaczej, chyba będę parkować na tamborku / ramce, bo w moim Einsteinie wykonanie nie do końca mi się podoba (tak to jest, jak się skacze kolorami  z miejsca w miejsce).

Wychodzi więc na to, że będą powtórki, z czego jedna taka zupełna - dokładnie ten sam wzór i druga taka trochę - ten sam motyw, nieco inaczej przerobiony wzór.

Aaaaa! Ale mam sklerozę! Zapomniałam, że zapisałam się na Sowi SAL (banerek po prawej). No, to nowe pracki będą trzy, z czego jedna taka minimini, 500 krzyżyków raz na miesiąc. Przy czym muszę pomyśleć, co i jak, bo mam pomysł na pracę nieco bardziej przestrzenną niż płaski kawał materiału, no ale - wykombinować trzeba :) Może jakieś zawieszki, albo coś.

piątek, 4 grudnia 2015

Z braku laku, dobry wieloryb :)

Zamówienie dostałam: a uszyjesz mi jamnika? No uszyję, ale czy to musi być jamnik? Laski mi zabrały wykrój i nie oddały - zapewne swoimi osobistymi rękami wrzuciłam go do makulatury, jak stosy innych papierów z ich stolika. Wyszło, że niekoniecznie, byle jakiś stwór. W niemocy twórczej nie do opanowania po smutku związanym z tą nieszczęsną choinką ;) wyciągnęłam materiały i nie wymyśliłam niczego nowego. To wzięłam wzór wypróbowany - wielorybek. Trochę większy niż dotychczasowe.

Wykrój:



Potem, żeby nie było, że same dżędery i zabawki dla dziewczynki w niebieskościach, to walniemy trochę kwiatków - jak dziewczęco, to dziewczęco :)



Tak, właśnie miałam się zabierać do zszywania, kiedy się zorientowałam, że coś nie pasuje - te kwiatuszki to muszą być w środku, skoro potem mają być na zewnątrz - zawsze pierwsze przypięcie jest złe. Zawsze! Ale tutaj już lepiej:



Zszyte i wywrócone:



Jakbym na tym etapie się zorientowała, że zagięcie przy ogonie jest takie sobie, to bym pewnie poprawiła, ale świadomość zyskałam, kiedy wypchałam całość i zeszyłam nawet też, to już naprawdę nie miałam serca, cierpliwości, czasu, ani niczego. Inna sprawa, że rychło w czas - jest to raptem trzeci wieloryb, którego szyję :>

Tutaj jeszcze oczęta - proste mają być, to takie zamknięte są :)



I wypchany wielorybek czeka na ofiarowanie małej dziewczynce:

poniedziałek, 30 listopada 2015

Wzgórze Wróżek - po raz pierwszy

Zabawne jest to, że wzgórze zaczęłam już we wrześniu, minęło tyle czasu, a ja jeszcze go nie pokazałam. Bo na początku nie było czego, bo potem nie robiłam za wiele, a potem chciałam jeszcze skończyć obramowanie pierwszej 'komnaty', a potem wszystkie drobiazgi w niej (ależ tego było dużo ;) ale zeszło mi, jak pracowałam nad tą praca mocno z doskoku), a potem stwierdziłam, że dość tego dobrego, trzeba coś światu pokazać :) Nawet, jak tło jeszcze nie gotowe - bo zejdzie tyle czasu, że pokażę całość. Całość będzie wyglądała tak:


Efekt robiony po kolei przez:
  • proste kolory, ze 20? ale takich, które łatwo dobrać z zapasów - jak na razie nie dokupiłam nic, może będę dokupować coś na tą dolną glebę, bo nic, co posiadam, nie pasuje mi tutaj, ale to się zobaczy, zapewne pod koniec,
  • kolory proste, plamy też proste, wyszywa się bajecznie szybko - pod warunkiem, że się człowiek za to zabierze :)
  • backsititche. Stety - niestety, żeby było widać, co trzeba, jest milion pięćset backstitchy, ale w wydaniu lajtowym (pomijając ich ilość) - są proste, nie po środkach krzyżyków, tylko tak, jak trzeba - w rogach. Co nie zmienia tego, że jak skończę jakąś całość (planuję po pokojach iść, nie po stronach), to jeśli będę mogła, to w miarę na bieżąco, bo nawet proste kreski, ale w takiej ilości, mogą kogoś zamordować.
Całość pracy mniej więcej taka - widać, gdzie są granice. Pracuję na kanwie 14ct kupionej w coricami - z nadrukiem. Nadruk nie jest jednolity i to jest ok, miejscami są jakby delikatne przecierki, w sam raz na efekt nieba. Kawałek materiału, jaki kupiłam, będzie akurat na cztery takie domki - dla mnie bomba :) bo już widzę, że robi się je sympatycznie, a stylistyka mi bardzo pasuje.


Zbliżenie na pierwszy kawałek i grzybki :) Trochę pogniecione, ale jakoś to chyba dzielnie zniesiecie?



Całość wypełnienia pierwszej komnaty. Tak, nie zawsze wszystko widać, biały nie jest uzupełniony, bo występuje w tle i mogę uzupełnić wtedy:


A tu odkopana ramka, zrobiona kiedyś w czasie miliona godzin przez wtedy przyszłego, a teraz obecnego męża. Ostatnio skorzystałam z takiej samej ramki, która była zrobiona dla szwagierki, stwierdziłam, że niepotrzebnie się wala nie wiadomo gdzie, jak przecież jest całkiem pożyteczna i w ogóle. Trzeba było ją tylko znaleźć ;)

Tutaj już kawałek tła w pokoju - komnacie zrobione, właśnie jestem w trakcie jego dziubania.


Na razie plamy, plamy, plamy. Po skończeniu komnaty środek będzie pokreseczkowany, powinien być pierwszy efekt łał :)