środa, 3 grudnia 2014

Umiem szyć :) Poduszki, ale zawsze

Okazało się, że umiem szyć. Proste rzeczy i w ogóle, ale umiem. Instrukcja jedna, już przeze mnie zmieniona. Uszyłam jedną poszewkę z koszuli - to było banalnie proste, aczkolwiek jakbym nie zaczęła od zszywania po prawej stronie obyłoby się bez pierwszego prucia ;) Potem uszyłam druga - z zakładkami.
A wszystko to było wprawką pt: "czy w ogóle umiem zrobić cokolwiek", bo przecież wymyśliłam te fikuśne poduszeczki dla panien i ich kuzynek. Zawsze w obwodzie zostaje teściowa, która krawcową jest genialną i uszyje WSZYSTKO na starym singerze z napędem nożno-ręcznym, z prostym ściegiem. Dosłownie wszystko. Moja idolka w tym temacie.
A teraz wracamy do mnie. Doświadczenia "że niby patchwork" ;) zerowe, a wyszło (no dobra, przód poduszki złożony z 5 elementów nie jest jakimś wyzwaniem, no ale wiecie, ja do tej pory nie szyłam maszyną nic prawie, poza klockami, z którymi nie dawałam sobie rady i które wyszły krzywo). Widać, jakiego doświadczenia się nabiera tylko czytając i OGLĄDAJĄC Wasze blogi. Super sprawa - taka nauka przez osmozę.
I tak, już wiem dlaczego "a tę kołdrę szyłam tydzień". Tylko nie szyłam, a cięłam, przycinałam, łączyłam, szpilkowałam, nawlekałam nici i takie tam. Normalnie szycie to się nie powinno nazywać szycie, bo tego jest najmniej ;) I jest najprostsze - maszyna sama prowadzi materiał, o co tyle wrzasku.
Żeby nie było - fotek poduszek dzisiaj nie będzie, bo wczoraj "szyłam" trzy godziny i mam cztery przody do poduszek (haft + rameczka z materiałów), mam docięte i przeszyte zakładki na plecki, mam też wycięte podkładki pod przód, bo nie chcę tak wystawiać haftu, niech będzie przykryty czymś, zanim do poduszki dotrze. To się nawet jakoś nazywa, ale zapomniałam jak. Jak machnę fotki, to mi pewnie powiecie ;)
Plany są takie, że dzisiaj skończę je zszywać, aczkolwiek może wyjść inaczej, bo miałam zamiar przecież popracować trochę więcej przedwczoraj, kiedy to jednak dzieci uznały, że nie idą spać, mamunia musi utulić, i tak je tuliłam, że usnęłam co prawda już ze śpiącą jedną, ale druga dalej brykała - usypiał tatuś. Robota więc była porzucona nagle.
I jeszcze z przemyśleń innych - z najfajniejszego sprzętu to mam tak: kątownik metalowy porządny, długi kawałek panelu (panela?) i poziomicę długą również. A jakbym miała stół z narysowaną miarką co 1 - 5 - 10 cm to już w ogóle. Ale nie rozpędzajmy się - szyłam na razie 1,5 wieczoru ;) Właśnie znalazłam taki stół, ale miarka jest w jednym wymiarze - stół do przycinania tapet. Ale ja już coś wymyślę ;) Może któryś z roboczych poświęcę i porysuję markerem. Hmmm, podoba mi się ta myśl ;)

Zdjęcia jutro, mam nadzieję już gotowych poduszek!

2 komentarze:

  1. Nie ma jak kreatywność! Jak kobieta nie ma, to sobie wymyśli :) Ja także jestem krawcową samoukiem, ale do odważnych świat należy! Czekam na te "szyciowe" odsłony!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dasz radę, nie przestawaj, do odważnych świat należy.

    OdpowiedzUsuń