środa, 26 listopada 2014

Coś innego

Dziewczęta przedszkole mają super, naprawdę niezłe.
I wczoraj dostałam zadanie domowe, które byłoby może i lepiej wykonane, gdybym była bardziej przytomna. A zajęło mi tylko 2,5 godziny, po 2 godzinach miałam już taką wprawę, że kolejne sztuki robiłabym w minut 30 ;)
No dobra, przejdźmy do prezentacji. Dzieci mają przynieść wianki krakowskie. Tutaj moje zdziwienie, bo nie pamiętam, jak toto wygląda, ale od czego jest internet.
To się zaczęła produkcja - na szczęście wszystko, poza wystarczającą ilością czerwonej wstążeczki, było w domu.
Wycinanie kwiatków - tu już wycięte i rozłożone. Jak się wprowadzi zasady manufaktury, czyli najpierw wszystko tnie na kwadraty, potem wszystko zgina, potem wycina kwiatki, a dzieciom się zostawia rozłożenie i segregację, to nagle wszystko działa szybciej :>


Potem klejenie kwiatków, musiałam robić dwa razy, bo po pierwszej przymiarce okazało się, że fajnie, fajnie, ale kwiatków za mało (potem zrobiłam za dużo, ale co tam):


Potem już tylko kwiatki do opaski na głowę, a potem ich przyszycie - tak, taśma dwustronna fajna jest, ale panny ledwo przymierzyły, kwiatki zaczęły odpadać. Nie ukrywam, że musiałam użyć cążków do przeciągania igły, bo kilka warstw papieru + dwie warstwy brystolu, ze dwie warstwy taśmy to za dużo na moje łapy.

Efekty:


Na łepetynach lepiej widać wstążeczkę i cudowność tych prostych wianeczków, ale dziewczyn tutaj wstawiać nie będę :)

I to jest wytłumaczenie, dlaczego wczoraj nic nie wyhaftowałam, ani nie pochwaliłam się efektami prac i sprzątania - gdyż ktoś za mnie czas mi zorganizował.

1 komentarz: