2 stycznia postawiłam ostatnie krzyżyczki w rzędzie trzecim Zegarów. Jest to 58500 krzyżyków, zostało do końca 34500, jak łatwo policzyć, mam zrobione 63% pracy. No pięknie!
I nieco bliżej na wykończony kawalątek:
O! Tak też można podziwiać :)
Fajnie się robiło końcówkę rzędu, człowiek napędzony tym "rety rety, jednak się da tak szybko robić kolosa, na krośnie, parkowaniem, o matulu". Fajne to było. Po czym chwila oddechu i znowu mi się nie chce, co ze mnie za leniwe bydlę, no. A przerwę musiałam zrobić, żeby przełożyć pracę - kolejny rząd nie zmieściłby się na dotychczasowej powierzchni haftowania. Oraz żeby mąż mógł wykonać modyfikację konstrukcji, którą wymyśliłam.
Ściągnięte z krosna Zegary:
A tutaj widać, ile jest jeszcze do zrobienia, do samego dołu:
Otóż uznałam, że naciąg jest bardzo fajny i w ogóle krosno to naprawdę świetna sprawa, ale jak przeniosę jedno z mocowań niżej, to drugie też bym musiała, bo z kolei powierzchnia będzie za duża, a raczej wysokość - żeby się fajnie pracowało obiema rękami. Ale wtedy musiałabym zgnieść kawałek zahaftowanej powierzchni i miałam lęki, jak się to odbije na khem, khem, jakości tego, co będzie ściskane. No wiem, niespecjalnie się przejmuję aż tak równością wszystkiego, ale nawet ja mam pewne granice i jakby tak w poprzek pracy biegła sobie linia zmiażdżonych, biednych krzyżyczków, to bym się wkurzyła. A na pewno na wałeczku nie ulegną aż takiemu naciskowi, powinno być lepiej. Na zdjęciu powyżej widać, jak wygląda ściśnięta kanwa, kiedy się ją ścisku pozbawi. Wolałabym krzyżykom tego darować, bo brak pewności, że wróciły do siebie.
Przy okazji poproszono mnie o wyjaśnienie kilku spraw technicznych, więc za moment będzie pełno zdjęć związanych z haftem tylko pośrednio, bo co prawda nie do końca wiem, co mam tłumaczyć, ale może na zdjęciach będzie widać, o co chodzi. Jak nie, to pytać, postaram się odpowiedzieć.
Dla przypomnienia. Mocowanie materiału wygląda u mnie tak, że są dwa trzymadła, każde, jak wspomniałam, miażdży materiał ;) na maleńkim wałeczku wciśniętym w deseczki (wałeczek ma średnicę 5 mm), a jedno z nich ma dodatkowy naciąg - miażdżenie występuje, a jakże, ale dodatkowo same deseczki są na śrubach, którymi można dociągnąć je do ramy, robiąc sobie cudnie rozprostowaną tkaninę. Tak mam to na Biblioteczce:
a tak to wygląda aktualnie na dole Zegarów:
Standardowo tak się przyzwyczaiłam, że naciąg umieszczałam na górze, teraz w Zegarach mam na dole, bo na górze uwidziałam sobie wałeczek :)
No to teraz prezentacja wałka ;)
Super, co nie? Prawie wszystko widać. To teraz trochę więcej szczegółów.
Widać pod materiałem takie ściski - mam je z małego krosna, którego nie używam, mam je milion lat, ale w końcu na coś się przydało. Posłużyło za źródło czterech żabek do ściskania materiału, no łał ;)
(jak się ktoś przyczepi do tego, jak wygląda tył, to mu walnę, więc nawet proszę nie próbować ;) teraz wygląda o niego lepiej :) ). Te cztery ściski / żabki są wystarczające, żeby sobie fajnie naciągnąć materiał. Poza tym, bardzo łatwo się nimi operuje, bo można naciągnąć tenże materiał po kawałku, jak coś komuś nie pasuje, to jeden odkręcić, naciągnąć, przykręcić - żadna filozofia.
A jak wygląda mocowanie wałka? Jak widać, w ramie są maleńkie dziurki, gruby wałek się nie wciśnie. Tworzyć od nowa ramę - mąż pewnie dałby rade, ale po co. Otóż wałek zbudowany jest z uchwytu, którą się kupuje w meblowym za 1,50zł oraz czegoś takiego, jak wkręcony wkręt:
Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania? :)