Trzecia strona skończona. Albo raczej - wymęczona. Początek biedronki, kursy, wyjazdy (nie moje), tak się poskładało, że ją dziergałam cztery tygodnie! Okropieństwo. Ale przy okazji sporo się nauczyłam.
Po pierwsze - bardzo fajnym pomysłem byłoby zaczynanie kolejnych kolorów wg. tego, jak występują na stronie, ponieważ bardzo miłe jest jak najczęściej zapełnianie jakichś tam powierzchni. Problem z tym - przy tym konkretnym wzorze - jest taki, że na dzień dobry, na czystej stronie zaczyna się od iluś tam pojedynczych krzyżyków. Męczące okrutnie. I bardzo duży nieład pozostaje na lewej stronie. Pomysł więc (może rzeczywiście tylko przy takim wzorze, np. przy "Galerii", która ma raptem 10 kolorów będzie to wyglądało zupełnie inaczej) na razie idzie w odstawkę.
Po drugie - bardzo dobrze sprawdza mi się zaznaczanie krzyżyków do wyhaftowania jednym kolorem, a potem przejechanie po nich innym. Co prawda powoduje to, że muszę je zakreślać dwa razy, ale zawsze mam pewność, że mam wyszywać ten, a nie inny kolor (przy 24 kolorach robiło się dziwnie, bo ile może być różnych, rozróżnialnych? mazaków? po 10 kolorach robiłam ksero stronie, żeby te wszystkie barwy zlać do szarości, nadal było to nie najlepsze). Po zakreśleniu co prawda strona nie nadaje się do niczego, ale co tam. Jakbym wpadła na pomysł robienia pracy po raz drugi - wydrukuję sobie.
Po trzecie - uczę się nie wykonywać supełków przy zaczynaniu nitki. Przy długiej nitce początkowej to żaden problem, ale nie wiem czemu wbiłam sobie do głowy, że jest to jakieś upierdliwe / ciężkie / coś tam innego dla normalnych nitek, gdzie cudowny bezsupełkowy sposób się nie sprawdza. A figę - są inne sposoby, też działają. Byle tak dalej.
Po czwarte - sprawdza się posiadanie miliona igieł. Jak się pod ręką ma wykorzystywane kolory już nawleczone i zmiana koloru to oczywiście zakończenie i rozpoczęcie nitki, ale już nie jej nawlekanie, zdejmowanie i odkładanie, zamiana kolorów nie jest taka traumatyczna.
A co za tym idzie - po piąte - nie macham już jednego koloru po całej stronie, tylko w ramach jednego obszaru (jej występowania). Powinien więc tył nie wyglądać tak tragicznie, jak przy stronie trzeciej (naprawdę wygląda strasznie - a na dodatek ostatnie pola, w miarę jednolite, musiałam męczyć bez podwójnych wkłuć, bo tył miał tyle naćkanych nici, że nie dało się łatwo operować igłą).
Podumowując: strona trzecia dała mi do wiwatu, ale była takim poligonem doświadczalnym, że sobie to wybaczam :) No i dzięki nieudanym (częściowo) eksperymentom nauczyłam się dosyć sporo, mam nadzieję, że następne strony będą w tempie ok. strona na tydzień. A nie na cztery.
I jeszcze trochę statystyki: strony 3 z 30. Krzyżyków zrobionych: 9945. Z tym, co zrobiłam wieczorem: przebiłam już(!) 10 tysięcy.
I może jeszcze fotka:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz