Jakieś założenia - jakie prace, ile mniej więcej xxx (policzyłam dotychczasowe osiągi, to wiem ;) ), to raz, ale dwa, to zaplanowanie wykonywania tak, żeby a) coś się działo, b) żadna praca nie została ufokiem, c) wykończyć stare ufoki, d) mieć jakieś efekty w postaci skończenia prac, a nie, ze rok dziubię, dziubię, a na ściany nie ma czego powiesić.
I machnęłam sobie planik na styczeń, założenia były proste:
- miałam 8 rozpoczętych prac - każda miała dostąpić zaszczytu uzyskania co najmniej 500 nowych krzyżyków (żeby każda praca ruszała się do przodu), lub czegoś (jak w przypadku biedrony, gdzie krzyżyki się skończyły przecież, trudno więc postępy mierzyć krzyżykami),
- miałam skończyć sowę (żeby mieć coś ukończonego),
- miałam przygotować muminki - niby nic, ale nie chciałam się na nie rzucić, tylko przygotować i takie tam (żeby się nie rzucać na wszystko, co ładnie wygląda),
- uszyć zaległe maskotki (żeby odhaczyć zobowiązania),
- ogólne wykonanie, wynikające z prostego podzielenia planu rocznego na 12 - miało być w okolicach 95% (żeby się nie skupiać na jednej pracy).
Plany na luty też ułożone na podobnej zasadzie:
- każda z rozpoczętych prac dostaje po min. 500 krzyżyków, biedrona - dwie kartki z tłem,
- zaczynam i kończę dwa muminki,
- kończę po stronie zegarów i biblioteki - tutaj może być najwięcej problemów, bo to nie jest 100, 200, ani nawet nie 1000 krzyżyków ;) (zegary mają ponad 2000 krzyżyków do zakończenia strony 14),
- ogólne wykonanie też na poziomie powyżej 95%,
- powrót do nawet nie rozpoczętych podkładek hardangerowych - prosty wzór, mam nadzieję go znaleźć (pocięty materiał na podkładki znalazłam :) ) i zrobić jeden bok na jednej podkładce, jak nie znajdę, to z tego punktu zrezygnuję.
A wnioski na teraz? Fajnie jest tak sobie planować, co się kiedy zrobi - bo planowanie odbywa się w momencie, kiedy i tak nie mogę haftować. Fajnie tak odhaczać kolejne punkciki, bo ma się poczucie, że coś się dzieje, że fajnie jest, bo się idzie do przodu. No i ja lubię liczby :)
Też lubię takie planowanie :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie od Ciebie trochę zgapiłam ;) Też jesteś taka zboczona, że masz do tego arkusz, gdzie się WSZYSTKO zaznacza i zapisuje i liczy postępy i w ogóle? Bo ja już mam ;)
UsuńNie jestem zboczona, ale taki arkusz sobie kiedyś zrobiłam :P
UsuńZ kolorowaniem i wyliczaniem procentów? ;>
UsuńFajnie że jesteś konsekwentna i dążysz do realizacji postawionych planów. Gratuluje realizacji planu i życzę dalszych sukcesów.
OdpowiedzUsuńJa planuje jedynie kolejność haftów w jakiej powstaną i pilnuje by nie zaczynać więcej niż trzy prace na raz...choć i z tym bywa różnie;)
Pozdrawiam.
Ja też pilnuję :> Mam aktualnie osiem (czas się pociąć ;) ) Plus przygotowane materiały + muliny na dwie kolejne O_o. Nie liczę tego, że jak kupowałam tonę muliny na zegary, to na kolejnego kolosa też kupiłam ;) No ale zaczęte-zaczęte mam osiem. Tylko. Sukces ;)
UsuńSuper plan...trzymam kciuki żeby udało Ci się go zrealizować :)
OdpowiedzUsuńJak na razie to wczoraj zaliczyłam taki dół, że stwierdziłam, że na cholerę mi to całe wyszywanie i w ogóle. Pieprznę to w kąt i będę robić nic ;) Ale dzisiaj mi już przeszło.
Usuńkibicuję planom :P ja jak zaplanuj coś na blogu to za nic z tego ne wychodzi
OdpowiedzUsuńDlatego na początku nie rzucałam się do publikacji, tylko zobaczyłam, czy i jak to wypali. Teraz widzę, że fajnie się sprawdza - można sobie zaplanować, co się robi, co trzeba, co można, gdzie można poszaleć, a gdzie wypadałoby przysiąść i się zmordować (np. przestał mi się podobać obrus z muffinkami - nie on sam, ale jego robienie, bo nudna jest 6-ta ta sama muffinka, dlatego powstanie ich tylko połowa). I nie miotać się "o rety, jeszcze tyle, jeszcze tyle, z tej niemocy zrobię nic ;) "
OdpowiedzUsuńBardzo lubię mieć wszystko zaplanowane, dzięki temu jestem spokojniejsza :) Oby Twoje plany wypaliły, powodzenia ;)
OdpowiedzUsuń